Polki miały wielkie szanse, żeby na zakończenie turnieju sprawić sobie i fanom niespodziankę w postaci zwycięstwa nad obrończyniami tytułu, koszykarkami Francji. Niestety w ostatnich sekundach meczu Trójkolorowe zadały decydujący cios i wygrały 58:54.
- Cieszę się, że udało nam się zmobilizować na ten ostatni mecz. Postanowiłyśmy zagrać ten ostatni mecz dla kibiców i mamy nadzieję, że mogą nas pochwalić chociaż za walkę. Szkoda, że nie udało się wygrać na zakończenie - mówi Paulina Pawlak, rozgrywająca polskiej reprezentacji.
Podopiecznym Dariusza Maciejewskiego udało się ograć tylko Niemki, co przy pięciu porażkach z Czarnogóra, Hiszpanią, Łotwą, Chorwacją i Francją nie wygląda rewelacyjnie. - No cóż kończymy ten turniej i widać, że jest dużo rzeczy do analizy i trochę do zmian. Było dużo dobrego, ale gdzieś tam się pogubiliśmy wszyscy, bo mieliśmy olbrzymie problemy w ataku - dodaje zawodniczka, która średnio na turnieju notowała 4,7 punktu, 3,5 asysty i 1,8 zbiórki na mecz.
Nasze koszykarki walczyły ambitnie, ale żeby wygrywać trzeba rzucać punkty, a z tym było zdecydowanie najgorzej. W defensywie biało-czerwone walczyły jak lwy, ale niestety po drugiej stronie boiska nie było już tak rewelacyjnie. - Jesteśmy ambitną i waleczną drużyną, dlatego myślę, że nikt nie zarzuci nam tego, że nie chciałyśmy czy nie walczyłyśmy - mówi zawodniczka, która na co dzień występuje w Wiśle Can Pack Kraków. - Jeżeli chodzi o obronę to dałyśmy z siebie wszystko, co tylko mogłyśmy. Duże braki były w ataku i trudno powiedzieć, czy wynikały one z braku zgrania z dobrej obrony przeciwnika. Myślę, że na taką dokładną analizę jeszcze przyjdzie czas. Na pewno musimy wyciągnąć wnioski.
Zawodniczka za przyczyny nie najlepszej gry w kolejnych meczach podaje również kwestie mentalne. - Myślę, że z porażki na porażkę coraz ciężej było nam się zmobilizować. Porażki wcale nie ułatwiają takiego zadania. Przed turniejem byłyśmy dobrze zmobilizowane. Pomimo tego nieudanego debiutu w starciu z Czarnogórą wierzyłyśmy, że mamy szansę - dodaje.
Paulina Pawlak rzuca ponad Celine Dumerc. W meczu lepsze były jednak rywalki
Pomimo porażki m.in. z Łotwą na rozpoczęcie drugiego etapu turnieju, biało-czerwone miały szanse na grę w łódzkich ćwierćfinałach. Na przeszkodzie stanęły jednak Chorwatki, które miały być dość łatwą przeszkodą na drodze naszej reprezentacji. - Jedyne co mogę powiedzieć o kwestii mentalnej, to źle podeszłyśmy do konfrontacji z Chorwacją. Ilość tych porażek troszkę nas przytłoczyła i nie było najlepiej. Dlatego mecz z Chorwacją rozegrałyśmy bardzo źle - mówi aktualna mistrzyni Polski. - Zawsze można gdybać co by było, gdybyśmy ten mecz wygrały. Najbardziej żałujemy tych spotkań, które powinnyśmy były wygrać, czyli mecz z Łotwą czy właśnie Chorwacją. Nadarzyła się również ogromna szansa na pokonanie Hiszpanii, bo miały słabszy dzień. Tych spotkań najbardziej żałujemy. To jest jednak sport.
Przed turniejem celem numer jeden dla polskich koszykarek było zapewnienie sobie miejsca, gwarantujące walkę o przyszłoroczne igrzyska olimpijskie. Taką szansę można było otrzymać zajmując co najmniej piątą lokatę. - Przykro nam, że nie udało nam się wejść dalej. Wiadomo mistrzostwa są w Polsce i chciałyśmy zajść jak najdalej dla polskiej publiczności. Niestety sztuka ta nam się nie udała - komentuje Pawlak.
Kapitan naszej reprezentacji dziękuje bardzo fanom, którzy pomimo słabych wyników dzielnie dopingowali biało-czerwone z trybun katowickiego Spodka. - Kibiców było dużo i myślę, że byli z nami. Dziękujemy im za to, że przychodzili na mecze, chociaż pewnie nie było to łatwe po naszej każdej kolejnej porażce. Czułyśmy to, że jesteśmy u siebie. Czułyśmy doping ze strony naszych fanów - stwierdza pierwsza rozgrywająca.
Od środy w łódzkiej Atlas Arenie rozpocznie się runda finałowa, w której trudno wskazać faworyta do triumfu. Na kogo stawia Pawlak? - Czarnym koniem jest Czarnogóra i jeżeli starczy im sił to na dzień dzisiejszy grają najlepiej - stwierdza. Przypomnijmy, że na inaugurację Czarnogóra ograła Polskę 70:53.