Daria Mieloszyńska, kapitan gdyńskiego Lotosu w piątek przed pierwszym pojedynkiem o brąz brała czynny udział w rozgrzewce. Całe spotkanie przesiedziała jednak na ławce rezerwowych. - Wielokrotnie powtarzałam w wywiadach, że odkryłam w sobie takie koszykarskie ADHD. Jak się siedzi na ławce to jest bardzo ciężko. Na pewno chciałabym być na parkiecie i wspierać koleżanki - mówiła po piątkowym meczu.
Mimo że kapitan drużyny nie pojawiła się na parkiecie, to była w stanie powiedzieć co było przyczyną porażki mistrzyń Polski w pierwszym meczu o brąz. - Przegrałyśmy na własne życzenie. Gorzów grał rewelacyjnie. Brakowało deski i ponawiane akcje w ataku przez zespół gorzowski to były przyczyny naszej przegranej - komentowała piątkowe starcie.
Mieloszyńska zapytana czy pojawi się jeszcze w tym sezonie w akcji odpowiadała, że lekarze na to nie zezwalają. - Lekarze nie wyrazili zgody, żebym wystąpiła. Miejmy nadzieję, że nie będzie takiej konieczności, żebym musiała wchodzić i pomagać zespołowi na parkiecie - tłumaczyła.
Okazało się jednak, że zawodniczka Lotosu zbyt długo nie usiedziała na ławce. Już w sobotę, w trudnej sytuacji swojej drużyny, kapitan zespołu postanowiła wejść na parkiet. - To nie była żadna specjalna strategia. Nie planowałam wychodzić na parkiet. Znalazłyśmy się w podbramkowej sytuacji i zdecydowałam się na to, żeby wspomóc koleżanki. Jak widać jednak nie pomogłam za bardzo, skoro jest taki wynik - tłumaczyła swoją decyzję po sobotniej konfrontacji.
W piątek Lotos przegrał na własne życzenie. W sobotę podopieczne Georgiosa Dikaioulakosa również nie zdołały pokonać akademiczek. Co było przyczyną drugiej przegranej? - Na pewno 24 godziny to było za mało na przygotowanie. To spotkanie wyglądało lepiej niż w piątek. Pierwszy mecz przegrałyśmy na swoje życzenie. W tym spotkaniu na pewno zabrakło nam troszeczkę szczęścia. W początkowych minutach straciłyśmy bardzo ważne zawodniczki, które stanowią filar naszego zespołu - komentowała kapitan mistrzyń Polski.
Koszykarka gdyńskiego zespołu grała nieco ponad połowę meczu. W tym czasie zdążyła popełnić trzy faule, ale to nie odzwierciedla bardzo agresywnej gry w wykonaniu Mieloszyńskiej. - Grałam agresywnie, może nawet zbyt agresywnie. Będzie mi bardzo trudno pojawić się ponownie w gorzowskiej hali, ponieważ kibice pewnie będą chcieli mnie wyrzucić - dodawała po meczu.
W czasie sobotniego spotkania ciężko było zauważyć, aby kapitan Lotosu była kontuzjowana. - Podczas meczu jest adrenalina i nie kontroluje się bólu - mówiła. - Cieszę się, że mogłam wystąpić, bo bardzo udzielało mi się to moje koszykarskie ADHD, nogi mnie rwały do tego, żeby wejść na parkiet. Przykro mi, że spotkanie się zakończyło takim wynikiem - zakończyła Daria Mieloszyńska, kapitan ustępujących mistrzyń Polski.