Mateusz Zborowski: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z koszykówką?
Michał Jankowski: Moja przygoda rozpoczęła się dosyć szybko, bowiem już w szkole podstawowej wypatrzył mnie mój pierwszy trener Tadeusz Wrona i zachęcił do wyboru i trenowania tej właśnie dyscypliny.
Mecz, do którego wracasz pamięcią?
- Bez wątpienia jest to mecz Polonii 2011 z Zastalem Zielona Góra, który dał nam upragniony awans do Ekstraklasy. Jest to chwila, do której wracam z ogromnym sentymentem.
Koszykarski idol?
- Mam ich dwóch: Michael Jordan i Kobe Bryant.
Ulubiona forma spędzania wolnego czasu?
- Wolne chwile staram się spędzać ze swoimi bliskimi. Poza tym uwielbiam relaksować się na basenie, czytać książki czy surfować po internecie.
Ideał kobiety?
- 168 cm wzrostu, brunetka, piękny uśmiech, szalona, wyrozumiała, kochana czyli po prostu moja Paulina.
Gdybyś nie został koszykarzem to?
- Zostałbym gangsterem (śmiech)...
Twoja mocna strona?
- Wytrwałość w dążeniu do celu.
Twoja słabość?
- Łakomstwo.
Ulubiony napój?
- Woda mineralna i soki wyciskane ze świeżych owoców.
Trener, którego najlepiej wspominasz?
- Robert Pęczak to mój pierwszy trener klubowy, który pokazał mi, że ciężką pracą i wytrwałością można osiągnąć wszystko co sobie człowiek wymarzy.
Czego byś nigdy w życiu nie zrobił?
- Uderzył kobiety.
Największe marzenie?
- Oczywiście zagrać w reprezentacji Polski...
Trzy rzeczy, które zabierzesz na bezludną wyspę?
- Z pewnością to nie są rzeczy, ale zabrałbym trzy piękne kobiety (śmiech)...
Życiowe motto?
- Ciężka praca i szereg wyrzeczeń.
Idealny kandydat na trenera kadry?
- Jak wiemy ideałów nie ma, ale według mnie powinien to być człowiek z pasją, charakterem i dużym doświadczeniem.