Justyna Żurowska urodziła się 8 marca 1985 roku. Podczas wtorkowego święta Euroligi, które odbyło się w Gdyni, obchodziła swoje 26. urodziny. - Gra w Meczu Gwiazd to był wymarzony prezent na 26. urodziny - komentowała jubilatka. Zawodniczka gorzowskiego klubu dodaje, że jest to dla niej wielkie wyróżnienie i nigdy o takim występie nie marzyła. - Zaczynając grać w koszykówkę nigdy nie myślałam, że mogę otrzymać taki prezent. To było dla mnie wielkie wyróżnienie i dowartościowanie mojego koszykarskiego życia. Czułam się tam fantastycznie. Obcowałam między osobami, które są najlepsze w Europie i na świecie. Nie chodzi tylko o zawodniczki, ale również o trenerów i działaczy. Było mi tam bardzo miło - opowiada o wrażeniach Żurowska.
Koszykarka ma jednak zastrzeżenia do samego meczu. Mówi o tym jakie show zostało zrobione dookoła tego spotkania, jednak nie do końca było wiadomo, co zawodniczki mają robić na boisku. - W tym meczu było troszkę za mało rywalizacji. Organizatorzy powinni zmienić trochę reguły, bo sam mecz był jakby najmniej przyjemny. Mieliśmy do czynienia z wielkim show w przerwie. Otoczeni byliśmy wspaniałymi występami, super grą świateł i wieloma innymi atrakcji. W samym meczu nie było jednak wiadomo czy bronić czy nie, atakować czy nie. Myślę, że zarówno dla osoby grającej, jak i kibica nie był to wymarzony mecz. Dla mnie przyjemniejsza była otoczka niż samo spotkanie - komentowała jedyna Polska zawodniczka, która w tym spotkaniu wystąpiła.
We wtorek Justyna Żurowska grała w Gdyni, dzień później już w meczu ligowym przeciwko Enerdze Toruń. Gorzowianki pokonały popularne Katarzynki 78:52, nie dając w ten sposób żadnych szans rywalkom. Od samego początku akademiczki grały skutecznie w defensywie i kapitan zespołu z Gorzowa uważa, że to właśnie obrona była kluczem do sukcesu. - Wygrałyśmy tylko dzięki naszej wspaniałej obronie. Bardzo dobrze współpracowałyśmy w defensywie. Do tego bardzo skutecznie kryłyśmy centrów oraz skrzydłowe z Torunia. Zaprezentowałyśmy się z dobrej strony, tym bardziej, że mamy ostatnio kłopoty zdrowotne. Dodatkowo dziewczyny, które nam pomagały w treningach wyjechały Mistrzostwa Polski juniorek. Było nam trudno złożyć dziesiątkę meczową, ale wyszłyśmy i pokazałyśmy, że można wygrywać w koszykówce także obroną - mówi o środowej konfrontacji z Energą Toruń Żurowska.
Przed podopiecznymi Dariusza Maciejewskiego w rundzie zasadniczej pozostaje mecz z Lotosem Gdynia. Mistrz Polski zawita do Gorzowa w najbliższą sobotę. Po zwycięstwie nad toruniankami akademiczki mają już zapewnioną trzecią lokatę w końcowym rozrachunku. Tak naprawdę sobotni pojedynek jest meczem, którego wynik nie będzie miał wpływu na drużynę z miasta położonego nad Wartą. - Mamy jeszcze mecz z Lotosem, ale tak naprawdę już o nic. Cieszę się z tego, że to mecz o nic. Będąc w Gdyni, w tamtym środowisku, poczułam, jak na nasze porażki czyha Lotos. Przed meczem z Toruniem powiedziałam dziewczynom w szatni, że jest to dla nas bardzo ważne spotkanie. Bardzo chciałam, żebyśmy wygrały, by potem nie grać o wszystko z Lotosem - mówi o przyszłym pojedynku kapitan gorzowskiego zespołu.
Akademiczki w konfrontacji z Energą zagrały zarówno skutecznie w ataku, jak i bardzo dobrze broniąc własnego kosza. Dobrze wykorzystywały błędy rywalek oraz szybko przejmowały piłki, z których tworzyły skuteczne kontry. Jednak czy nie jest tak, że pokazały już maksimum swoich możliwości? - Nie jest tak, że zagrałyśmy super mecz i to jest wszystko, na co nas stać. Miałyśmy czas, żeby potrenować i to robiłyśmy. Niestety skład nie pozwolił, żeby na treningach grać 5 na 5, ale trenowałyśmy inne elementy. To wyzwoliło w nas dodatkową energię, wiarę w siebie i w nasze umiejętności. W tym meczu było też dużo gry indywidualnej, co było fajne i widowiskowe dla kibiców. Kolejna analiza i kolejne mecze przed nami - zakończyła Justyna Żurowska.