Nie jesteśmy zespołem, jesteśmy samolubni! - wywiad z Chrisem Burgessem, środkowym Zastalu Zielona Góra

Kilka atomowych wsadów, 11 punktów i sześć zbiórek nie osłodziło Chrisowi Burgessowi, jednemu z najlepszych centrów TBL, przegranego spotkania z Anwilem Włocławek. - Rozmawianie z mediami tylko po zwycięstwach jest niepoważne. Zanalizujmy zatem dlaczego przegrywamy trzecie starcie z rzędu, choć ja uważam, że nie jesteśmy zespołem, jesteśmy po prostu samolubni - mówi po meczu z Anwilem amerykański środkowy.

Michał Fałkowski: Wyglądasz tak, jakbyś w ogóle nie chciał rozmawiać...

Chris Burgess: Bo tak też się czuję, ale rozmawianie z mediami tylko po wygranych meczach jest niepoważne, więc zaczynajmy.

Zatem gdzie podziała się ta drużyna sprzed kilku miesięcy?

- Nie mam pojęcia, ale na pewno już jej nie ma. Nie jesteśmy drużyną. Jesteśmy samolubni.

Co takiego się zmieniło, że nagle z rewelacji sezonu przeistaczacie się w ligowego średniaka?

- Przestaliśmy sobie pomagać, a każdy gra swoją koszykówkę. Wcześniej szukaliśmy się nawzajem, staraliśmy się egzekwować taką taktykę, która byłaby nie na rękę naszym przeciwnikom, a przy tym podawaliśmy sobie piłkę, chcieliśmy grać zespołowo i szukaliśmy dla siebie otwartych pozycji. Innymi słowy, byliśmy drużyną, która chciała grać koszykówkę z wysokiej, europejskiej półki. Niestety teraz tego nie ma i dużo rzeczy się zmieniło. My gramy słabiej, za to inne ekipy, na przykład Polpharma, która jest obecnie najlepsza w Polsce, pokazują jak się powinno grać kolektywem.

Aż tak tragicznie chyba nie jest. Pierwsza połowa w waszym wykonaniu nie była zła. W pewnym momencie Anwil objął co prawda nawet czternastopunktowe prowadzenie, ale udało wam się je nieco zmniejszyć. Mogliście mieć jeszcze nadzieję na wygranie tego spotkania w szatni.

- Racja, pierwsza połowa, a przede wszystkim pierwsza kwarta, nie była w naszym wykonaniu jeszcze taka zła. Nie wychodziła nam obrona, ale nadrabialiśmy sporo skutecznym i szybkim atakiem. Trzeba jednak uczciwie przyznać - pomimo serii porażek, Anwil nadal jest jedną z najsilniejszych drużyn w tej lidze i mam wrażenie, że oni dopiero się rozkręcają. To, co lubię w Anwilu to właśnie ich zespołowość oraz wyrównany skład. Mają wiele opcji w ataku, np. Paula Millera, Chrisa Thomasa czy Nikolę Jovanovicia, a także tego młodego gracza z czwórką, którego nazwiska nie potrafię wymówić...

Dardan Berisha...

- O tak, Berisha. On gra po prostu kapitalnie. Dzisiaj wszedł z ławki i zagrał tak, jak stary, doświadczony koszykarz, dając zespołowi sporo energii. Wracając do głównego wątku - walczyliśmy przez cały mecz, staraliśmy się łatać dziury w obronie, dokonywać zmian w naszej grze, ale to nie było to. Ostatnio graliśmy z PBG Basket i choć przegraliśmy, wyglądaliśmy zdecydowanie inaczej. Graliśmy twardo, walczyliśmy o każdą piłkę, a teraz... tylko momentami prezentowaliśmy się tak, jak powinniśmy przez cały mecz. Ponadto, gdy już wydawało się, że jest coraz lepiej, Anwil trafiał trójkę i odskakiwał nam. Jovanović zdobył w ten sposób kilka ważnych punktów, Thomas również, no i ten dzieciak z czwórką. Berisha, tak? No właśnie, z tego co pamiętam trafił za trzy o tablicę równo z syreną 24 sekund, a wcześniej lub później miał kilka odważnych wejść pod kosz, po których zdobywał bardzo ważne punkty. Anwil zagrał dokładnie tak, jak powinien by z nami wygrać.

Opinia jednego z dziennikarzy zielonogórskich jest taka, że ten mecz mogliście wygrać. Zgodzisz się z tym?

- Nie. To Anwil wygrał ten mecz, a nie my go przegraliśmy i nie ma sensu dyskutować więcej na ten temat. Drużyna z Włocławka zagrała koszykówkę na bardzo wysokim poziomie, której nie mieliśmy szans się przeciwstawić. Udałoby się nam to zrobić, gdybyśmy prezentowali się tak, jak w pierwszej części sezonu.

Wasza koszykówka oparta jest na bieganiu i możliwie jak największej ilości ataków z kontry. Dzisiaj graliście tak tylko w pierwszej połowie, i to nie całej.

- My kochamy biegać, od początku sezonu preferujemy taką koszykówkę i to nam naprawdę nieźle wychodziło. I dopóki biegaliśmy, dopóty było jeszcze w miarę nieźle. A przypomnij sobie co było w drugiej połowie. Przeważnie graliśmy tak, że ja stałem pod koszem i patrzyłem się na to, co zrobią gracze z piłką...

Do przerwy zdobyłeś 10 punktów, po zmianie stron dołożyłeś tylko jeden - to wynik tego, o czym przed chwilą powiedziałeś?

- Tak. Ile ja rzutów oddałem w drugiej połowie? Dwa? No może trzy, z czego jeden był zupełnie bezsensowny z dystansu. Ja nie jestem graczem zadaniowym, jestem liderem i potrzebuję korzystać z podań rozgrywających. W drugiej połowie moi koledzy zapomnieli natomiast o tym, że jestem całkiem dobry w ataku i oddałem raptem dwa rzuty. Nie tak to powinno wyglądać.

Będziesz o tym rozmawiał z nimi lub z trenerem?

- Nie, bo już to zrobiłem. Powiedziałem w szatni głośno co myślę o naszej grze, ale co oni mogli powiedzieć? Ok, ok, ok... Dłużej rozmawiałem natomiast z drugim trenerem (Tomasz Jankowski - przyp. M.F.), który też był wysokim, podkoszowym graczem. Powiedziałem mu o tym, że w drugiej połowie dostałem może jedną, może dwie piłki by grać pod samym koszem, a to za mało. Przecież ja i tak nie będę kończył każdej akcji rzutem, bo to zależy od obrony. Jeśli mnie nie zdublują, to oczywiście będę grał jeden na jednego, ale jeśli tak, to chętnie oddam piłkę niekrytemu koledze. Przecież w przeszłości wielokrotnie pokazywałem, że jestem niezłym podającym i nie jestem samolubny. No ale by tak grać, muszę otrzymać piłkę w trumnie. Moja drużyna musi utrzymać mnie w grze, jeśli chce bym był produktywny.

Przegraliście trzeci mecz z rzędu i czasami sprawiacie wrażenie, jak byście nie mieli w sobie nadziei, że sezon zasadniczy można skończyć na dobrym miejscu.

- Cóż, przed nami kilka ciężkich spotkań i na pewno będziemy chcieli wygrać tyle z nich, ile się da. Mamy dwa spotkania wyjazdowe, m.in. na bardzo trudnym terenie w Zgorzelcu, a także u siebie z Polonią i Polpharmą, więc łatwo nie będzie. Najważniejsze jednak byśmy nie zgubili punktów u siebie w domu. Sytuacja w tabeli jest tak skomplikowana, że każda kolejna porażka może zniweczyć plan i wysiłek całego sezonu, ale każde zwycięstwo przybliży do solidnego miejsca przed play-off.

Przed kilkoma tygodniami do zespołu dołączyli James Maye i twój brat, David. Poza meczem z Treflem, wygranym przez was, nie widać jednak by te zmiany znacząco wpłynęły na postawę całego zespołu...

- Mój brat to typowy koszykarz zadaniowy, który wie co ma robić na parkiecie, by pomóc drużynie. Tu postawi zasłonę, tam zbierze piłkę, obroni akcję pod koszem czy dobije niecelny rzut. Teraz jest jednak chyba trochę zdołowany, bo w ostatnich trzech spotkaniach nie grał za dużo, raptem kilka minut w meczu. Ile było ich dzisiaj? Siedem? Dziewięć, ok. Mimo wszystko ciężko jest w przeciągu tego czasu wpłynąć jakoś na zespół, bo nigdy nie otrzyma się tylu szans pokazania swoich umiejętności, ile koszykarz pierwszej piątki.

Myślisz, że dobrym rozwiązaniem byłoby gdyby trener postawił na was dwóch jednocześnie na parkiecie?

- Nie wiem, ale gdybyśmy byli razem na parkiecie, nasza koszykówka byłaby bardziej płynna. Przecież my od zawsze graliśmy razem, znamy się na pamięć i mamy wiarę we własne umiejętności. Akurat dzisiaj może nie byłoby to dobre dla zespołu, bo któryś z nas musiałby kryć Jovanovicia, a przecież on jest bardziej zawodnikiem dystansowym, niż podkoszowym. Jednak w innych meczach - kto wie...

Walter Hodge z pewnością jest jednym z najlepszych rozgrywających w Polsce, ale czasami gra zbyt indywidualnie i drużyna na tym traci. Zgodzisz się z tą opinią?

- Jasne jest, że Walter to raczej rzucający rozgrywający i myślę, że swoją pracę wykonuje najlepiej jak tylko umie. Każdy popełnia błędy, ale wydaje mi się, że Walter dobrze prowadzi grę naszego zespołu. Ja osobiście nie mogę na niego narzekać bo w przeciągu całego sezonu współpracuje się nam bardzo dobrze. On korzysta z moich zasłon, jak korzystam z jego podań i często jest efekt tych naszych dwójkowych akcji. Nie sądzę zatem, by Zastal potrzebował rozgrywającego skoncentrowanego bardziej na podaniach. Zresztą, żadnych zmian dokonywać już nie można, trener uznał, że nie potrzeba nam wzmocnień na tej pozycji i właściwie na tym zdaniu kończy się ten wątek.

Wspominasz zasłony i akcje dwójkowe z Hodge’m, ale dzisiaj pick and rolli w waszej ofensywnej grze było jak na lekarstwo...

- Kiedy przegrywasz zawsze zastanawiasz się co poszło nie tak, co powinno być zmienione i czego zabrakło. Do tego momentu, o którym wspomniałeś o pick and rollach, nie pomyślałem w ogóle o tym elemencie. Może rzeczywiście było mało akcji tego typu, ale to i tak niewiele zmienia, bo nawet jeśli zagralibyśmy kilka takich akcji więcej, to pewnie i tak nie wpłynęłyby one na końcowy rezultat. Anwil zagrał dzisiaj fantastyczny basket, bardzo mocno pomogli im kibice, którzy eksplodowali radością bo każdym trafieniu. Uwierz mi, takie coś pomaga. Zresztą, bardzo podobała mi się atmosfera w Hali Mistrzów.

W której mogłeś grać jakieś dziesięć lat temu...

- Tak, a nawet w tym sezonie (śmiech).

Anwil kontaktował się z tobą przed obecnymi rozgrywkami?

- Tak, ale summa summarum nie chcieli podpisać ze mną kontraktu (śmiech). Zapytali się mnie, gdzie grałem w zeszłym sezonie. Odpowiedziałem, że Dubaju, na co usłyszałem, że skoro grałem w Dubaju, to znaczy, że nie będę już mógł grać na wysokim poziomie. Nikt nie chciał słuchać tego, że wykorzystałem tę szansę głównie ze względu na chęć zobaczenia na własne oczy tego, o czym mówi cały świat, a także ze względu na kosmiczne pieniądze, jakie mi oferowano. Grałem tam za trzy razy większą pensję niż normalnie. Kto by się nie zdecydował? Ja mam trójkę dzieci, żonę, dwa domy... Żaden ojciec nie wahałby się w takiej sytuacji ani chwili. A poza tym, dla mnie koszykówka to przede wszystkim podróż.

Bałem się, że powiesz, że praca i pieniądze.

- Nie, aż tak to nie (śmiech). Dla mnie koszykówka to podróż, przygoda a jeśli ktoś jeszcze chce mi dawać pieniądze bym robił to, co kocham, to ja mówię: dlaczego nie. A dodatkowo, jeśli ktoś płaci mi bym robił to, co kocham i jeszcze mógł zwiedzać świat, to nie ma lepszego scenariusza. Koszykówka to koszykówka, wszędzie jest podobna, choć poziom jest inny. Dubaj nie był może jakimś super miejscem do gry, bo poziom polskiej ligi jest zdecydowanie wyższy, ale zobaczyć to miasto, to tak, jak zobaczyć ósmy cud świata. A poza tym, grając dla Zastalu chyba pokazuję, że poprzedni rok wcale nie był taki zły pod względem sportowym...

W trakcie swojej kariery rzeczywiście zwiedziłeś kilka państw. A zaaklimatyzowałeś się już w Polsce?

- Przede wszystkim zaaklimatyzowałem się w polskiej lidze, w polskiej koszykówce. Znam powszechną opinię, że liga jest słabsza niż kilka lat temu, ale dla mnie i tak jest mocna. Ponadto podoba mi się styl i myślę, że pasuję do polskiej ligi. Uwielbiam biegać, uwielbiam grać siłowo, cieszę się, że mam wolną rękę w tym co robię, że mogę grać pod koszem, a jak czuję, że mogę trafić za trzy, to nie muszę się wahać. Dlatego bardzo szanuję trenera Herkta, który dostrzegł, że jeśli da mi trochę wolnego, będę funkcjonował lepiej. Jeśli otrzymam sporo piłek pod koszem, to część z nich skończę sam, część oddam kolegom i będzie z tego pożytek dla całego zespołu. Oczywiście popełnię przy tym kilka błędów, ale kto ich nie robi (śmiech)?

Komentarze (0)