Pogoń zakończona sukcesem - relacja z meczu Kotwica Kołobrzeg - PBG Basket Poznań

Gdyby w Polsce rozgrywano więcej takich meczów jak ten w Kołobrzegu, koszykówka w bardzo szybkim tempie zyskałaby wielkie grono kibiców. Miejscowa Kotwica pewnie prowadziła przez trzydzieści minut, wygrywając w pewnych momentach różnicą nawet 20 punktów, lecz ostatecznie musiała uznać wyższość gości. Niesamowita pogoń PBG Basketu Poznań, zakończona rezultatem 33:15 w czwartej kwarcie, dała bowiem zwycięstwo podopiecznym Miliji Bogicevicia 84:82.

Trener Milija Bogicević z pewnością przygotowywał swój zespół do starcia z Kotwicą Kołobrzeg pod kątem amerykańskiego rzucającego obrońcy nadmorskiej drużyny, Teda Scotta. Wszak koszykarz ten z łatwością w każdym spotkaniu rzuca średnio ponad 25 punktów i ograniczenia jego ofensywnych poczynań z pewnością ułatwiłoby PBG Basketowi Poznań wywiezienie z Hali Milenium cennego zwycięstwa.

Taktyka ta okazała się jednak bezowocna, bo choć Scott rzeczywiście grał słabo, to jednak nie wynikało to z dobrej defensywy ekipy z Wielkopolski, ale z tego, że pierwsze skrzypce w drużynie gospodarzy grali inni zawodnicy. Anthony Fisher już do przerwy miał na swoim koncie 16 oczek, a niewiele gorszy był od niego Michał Wołoszyn (15 punktów, w tym cztery trójki). - Na początku meczu mieliśmy sporo problemów, bo bardzo mocno zaskoczył nas Fisher, który rozegrał świetne zawody. A na dodatek mieliśmy wielkie problemy ze skutecznością i nasza gra w ataku kompletnie się nie kleiła - mówił po meczu trener Bogicević. Na uwagę zasługuje zwłaszcza postawa polskiego skrzydłowego, który swój dorobek uzyskał w zaledwie 13 minut. W połowie drugiej kwarty miejscowi wygrywali więc 31:17.

Zawodnicy PBG Basketu, przygotowani na ofensywne szaleństwa Scotta i podkoszową solidność Darrella Harrisa (ostatecznie nie zdążył wyleczyć kontuzji), nie spodziewali się innego rozwiązania i do przerwy kompletnie nie byli w stanie wkomponować się w warunki spotkania, przegrywając po dwudziestu minutach 36:45. W szeregach gości pozytywnie spisywał się właściwie tylko Patrick Okafor, który wykorzystał brak typowego środkowego w barwach Kotwicy i po dwóch kwartach miał na swoim koncie sześć oczek i pięć zbiórek.

- W przerwie, gdy przegrywaliśmy różnicą około dziesięciu oczek, powiedzieliśmy sobie, że w drugiej połowie musimy zagrać o wiele lepiej i musimy być o wiele bardziej skoncentrowani. Ostatnio mieliśmy taki mecz, że wygrywaliśmy do przerwy dwudziestoma punktami, ale mimo to przegraliśmy, więc teraz chcieliśmy pokazać sytuację odwrotną - stwierdził rozgrywający gości, Tomasz Ochońko.

Dobra końcówka pierwszej połowy Okafora i motywującego słowa Ochońki to było jednak za mało, a na domiar złego dla poznaniaków, po zmianie stron w ataku uaktywnił się Scott. Generalnie Amerykanin miał problemy z celnością, ale część jego rzutów doszła celu (10 oczek w tej części pojedynku) i trzecia kwarta przyniosła zwiększenie przewagi kołobrzeżan do 16 punktów, 67:51. Mało kto wówczas sądził więc, że pewne prowadzenie zespołu Dariusza Szczubiała jest zagrożone.

- Przez dużą część meczu graliśmy dokładnie to, co sobie założyliśmy wcześniej. I wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie głupie straty - komentował polski szkoleniowiec Kotwicy, a tymczasem ostatnia kwarta przekreśliła to wszystko, w jaki sposób do tej pory układało się to spotkanie. Proste rzuty pudłował Fisher, niemalże bezproduktywny był grający dotychczas solidnie Marko Djurić i przewaga gospodarzy zaczęła topnieć z akcji na akcji. Błędy Kotwicy wykorzystywał zwłaszcza Cliff Hawkins, który narzucił szybkie tempo gry, a na dodatek miał obok siebie Eddiego Millera. Amerykański strzelec wreszcie odnalazł swoją klepkę w Hali Milenium i zdobywając osiem punktów z rzędu, sprawił, że na nieco ponad dwie minuty przed końcem meczu poznaniacy wyrównali stan rywalizacji do 74:74. Osiem minut czwartej kwarty wygrali zatem 23:7!

Siódma już w tym meczu trójka Wołoszyna oraz dwa punkty Scotta wlały jeszcze nadzieję w serca fanów "Czarodziei z Wydm", bowiem na 53 sekundy do ostatniej syreny Kotwica wygrywała 79:78. Po chwili jednak klasę pokazał Okafor, który popisał się akcją dwa plus jeden (81:79), a w odpowiedzi stratę popełnił Scott. Co prawda w kolejnej akcji Amerykanin zrehabilitował się trafiając zza linii 6,75 metra, to jednak było już wszystko, na co było stać gospodarzy tego wieczora. Decydujące karty rozdawali goście, a konkretnie Miller i były kotwiczanin Piotr Stelmach, którzy celnymi rzutami wolnymi ustalili wynik spotkania na 84:82.

- W tym sezonie doświadczyłem już tego typu spotkań, że drużyna prowadzi, zwiększa swoją przewagę, ale na końcu ucieka gdzieś koncentracja i drużyna ta przegrywa. Do tej pory to właśnie my doznawaliśmy takich porażek, dziś natomiast szczęście uśmiechnęło się do nas - mówił na konferencji prasowej Bogicević, wyrażając jednocześnie swój podziw dla wspaniałej gry Wołoszyna. Polak jest zbagatelizował te słowa. - My chyba trochę przestraszyliśmy się zwycięstwa, albo po prostu zaczęliśmy koncentrować się na tym, kiedy ta końcowa syrena zabrzmi i iloma punktami wygramy ten mecz. Co do moich punktów to nie chcę tego komentować. I tak przegraliśmy.

Kotwica Kołobrzeg - PBG Basket Poznań 82:84 (23:16, 22:20, 22:15, 15:33)

Kotwica: Michał Wołoszyn 24 (7x3), Ted Scott 20, Anthony Fisher 16, Marko Djurić 7, Dawid Bręk 6, Tomasz Zabłocki 5, Łukasz Diduszko 2, Sławomir Sikora 2, Kenneth Henderson 0

PBG Basket: Cliff Hawkins 15, Patrick Okafor 14, Piotr Stelmach 12, Eddie Miller 10, Damian Kulig 9, Tomasz Ochońko 8, Piotr Dąbrowski 6, Bartosz Diduszko 6, Vladimir Tica 4, Greg Surmacz 0

Źródło artykułu: