Mateusz Zborowski: Jak się rozpoczęła twoja przygoda z koszykówką?
Marcin Sterenga: Z koszykówką mam do czynienia praktycznie od dziecka - można nawet powiedzieć od kołyski. Zaczął mój dziadek, który był wybitnym strzelcem, zdobył Mistrzostwo Polski z Polonią Warszawa, a także wielokrotnie reprezentował nasz kraj grając w kadrze narodowej. Potem mój ojciec również
uprawiał koszykówkę będąc mistrzem Polski z Wisłą Kraków, także niejako nie miałem wyjścia, aczkolwiek zaczynałem od tenisa ziemnego mając 6 lat.
Mecz, do którego wracasz pamięcią to?
- Pamiętam przegrane wygrane mecze i wygrane przegrane - dwie skrajności. O przegranych nie lubię mówić, a ten wygrany to ostatni był w ubiegłym sezonie z Warszawą na 1 minutę i 45 sekund do końca przegrywaliśmy dziesięcioma punktami, jednak po rewelacyjnej grze całego zespołu zdołaliśmy odrobić straty i wygrać.
Koszykarski idol?
- Dejan Bodiroga.
Ulubiona forma spędzania wolnego czasu?
- Jest ich wiele, ale najbardziej uwielbiam spędzać czas z moja rodziną.
Ideał kobiety?
- Miałem szczęście już ją poślubić.
Gdybyś nie został koszykarzem to?
- Pewnie próbowałbym sił w tenisa.
Twoja mocna strona?
- Zawsze zmierzam do wyznaczonego celu.
Twoja słabość?
- Bałaganiarstwo.
Ulubiony napój?
- Gatorade.
Trener, którego najlepiej wspominasz?
- Wszystkich serdecznie pozdrawiam.
Czego byś nigdy w życiu nie zrobił?
- Nie zostałbym księdzem.
Największe marzenie?
- Być zdrowym, aby jak najdłużej uprawiać ten piękny sport.
3 rzeczy które zabierzesz na bezludną wyspę?
- Wędkę, przynęty i wygodny fotel.
Życiowe motto?
- Pracuj mądrze, a nie ciężko.
Idealny kandydat na trenera kadry narodowej?
- Phil Jackson.