Jeśli się uczyć, to tylko od najlepszych - rozmowa z Dariuszem Raczyńskim, trenerem Lotosu Gdynia

Lotos Gdynia nie zwalnia tempa, wciąż rozgrywa mecz za meczem. W niedzielę mistrzynie Polski pokonały w Toruniu miejscową Energę, w środę grają w Eurolidze z Fenerbahce w Stambule, a dwa dni później staną w szranki z Utex Row Rybnik. Zawrotna częstotliwość sprawia, że podopieczne Dariusza Raczyńskiego nie mają zbyt wiele czasu ani na odpoczynek, ani na treningi.

Patryk Kurkowski: Zwykle młode drużyny, a takowym obecnie jest Lotos, charakteryzują się tym, że w wyrównanych końcówkach zapada im się grunt pod nogami, zaczynają grać nerwowo, w efekcie przegrywają. Pana zespół jednak wygrał dwa ostatnie mecze właśnie w ostatnich minutach. Skąd właśnie zimna głowa u tak młodych zawodniczek?

Dariusz Raczyński: - Myślę, że to chorobliwa ambicja zadecydowała o zwycięstwie. Koszykarki nie kalkulują, na chłodno podchodzą do końcówek. Wprawdzie bardzo mocno pracujemy nad tym, by zawodniczki były bardziej wyważone, ale już teraz są widoczne efekty, gramy rozsądniej niż wcześniej. Daleka droga przed nami do pełnego zadowolenia, mamy co poprawiać.

Przejdźmy na chwilę do spotkania z Energą Toruń. W trzeciej kwarcie Lotos wyszedł na prowadzenie, odskoczył na kilka oczek, ale w czwartej partii rywalki postawiły obronę strefową i gdynianki stanęły. Dlaczego? Skąd problemy ze zdobyciem punktów?

- Problem był głównie dlatego, że nie miał kto wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności. Zagrywki niby były realizowane dobrze, ale brakowało tego rzutu. Koszykarki, które miały się tego podjąć rezygnowały, w efekcie musieliśmy próbować przez ręce lub z trudnych sytuacji.

Trzy zwycięstwa z rzędu robią wrażenie. Zwłaszcza, że Lotos nie ma zbyt wiele czasu na przygotowywanie się do kolejnych spotkań. Pana drużyna robi krok naprzód?

- Cieszą te zwycięstwa, ale cały czas znajdujemy się na etapie kształtowania. Widać jednak postęp, bo notujemy ostatnio blisko 20 asyst w meczu, co dowodzi, że gramy coraz lepiej ze sobą, zawodniczki ufają sobie na parkiecie. Można więc powiedzieć, że faktycznie idziemy do przodu.

Mówi pan, że zespół robi postępy, ale zapewne są elementy, nad którymi jeszcze pracujecie na treningach, które wymagają dopracowania...

- Obrona to klucz do sukcesu. Poprawiamy także zestawienie na tablicy, co było już widoczne w ostatnim spotkaniu z Energą Toruń. Mamy młode zawodniczki, ale staramy się powalczyć. Wdrażamy już nieco inny styl, staramy się aby rozgrywała Magdalena Kaczmarska zamiast Eliny Babkiny. Naszą coraz silniejszą stroną jest zespołowość, choć wciąż mamy co poprawiać.

Teraz mistrzynie Polski czekają znów dwa mecze w krótkim czasie. Najpierw starcie w Eurolidze z Fenerbahce Stambuł w środę, a w piątek potyczka z Utex Row Rybnik. Zawrotne tempo..

- Przed nami trudny tydzień, bo właściwie znów nie będzie nas w naszym obiekcie. We wtorek wylatujemy bowiem do Stambułu, a w piątek gramy już w Rybniku, gdzie również nie będzie łatwo o zwycięstwo, bo Utex również notuje formę zwyżkową. Szczerze mówiąc to tęsknimy już za naszą halą, chcielibyśmy chociaż rozegrać spokojnie dwa spotkania u siebie.

Co pan może powiedzieć o najbliższym przeciwniku w Eurolidze?

- Tradycyjnie już Fenerbahce to najwyższa półka, zarazem najlepsza drużyna w naszej grupie po UMMC Jekaterynburg. Sprzyjać im będzie na pewno żywiołowa publiczność. W składzie jest znana z występów w Lotosie Ivana Matović. To będzie ciężkie spotkanie, ale jedziemy oczywiście po to by powalczyć, a na ile pozwoli nam przeciwnik, to się okaże. Wyznaję jednak zasadę, że jeśli się uczyć, to tylko od najlepszych.

Po ciężkiej batalii zaledwie 48 godzin do kolejnego spotkania. Czy przy takim tempie nie jest trudniej o wygrywanie w lidze, o utrzymanie wysokiej dyspozycji?

- Oczywiście (zmęczenie - przyp. P.K.) to wszystko kumuluje się, ale od samego początku wiemy o co gramy. Jesteśmy przygotowani na taki scenariusz, dbamy o regenerację zespołu. W poniedziałek rano mieliśmy odnowę, wieczorem lekki trening, a we wtorek udajemy się do Stambułu, gdzie następnie będziemy trenować. Podchodzimy do całości bardzo profesjonalnie.

Nie sposób nie zapytać. Czy nie obawia się pan, że przy tak częstym rozgrywaniu spotkań, prędzej czy później koszykarki dopadnie ogromne zmęczenie lub nabawią się urazu?

- Wie pan, gdybym od początku miał wpływ na zespół, to doskonale wiedziałbym jak koszykarki są przygotowane, czy mocno przepracowały okres przed sezonem. Niestety takiej wiedzy nie posiadam, w związku z czym mam pewne obawy. Trudno teraz o łatwe spotkania, więc nie mogę też szerzej rotować składem. W ostatnim spotkaniu zabrakło Magdaleny Ziętary, bo miała lekkie naciągnięcie, a nie chciałem ryzykować cięższą kontuzją. Mam w rotacji osiem zawodniczek, ale staram się maksymalnie je oszczędzać.

Źródło artykułu: