- Cóż można powiedzieć po takim meczu, w którym na parkiecie dominowała jedna drużyna, której przewaga była ogromna - mówił po meczu Mirosław Trześniewski, szkoleniowiec ŁKS Siemens AGD Łódź. - Wyszliśmy na parkiet przestraszeni. Popełniliśmy przerażającą ilość strat, do których dochodziło w sytuacjach, które nie powinny się kończyć naszymi błędami. Sami oddawaliśmy piłki w ręce rywalek i niestety nie byliśmy w stanie się przeciwstawić drużynie, która jest kandydatem numer jeden do zdobycia mistrzostwa Polski.
Szkoleniowiec łódzkiego zespołu nie miał po meczu wesołej miny, ale nie miał też powodu, aby taką mieć. Szybko jednak przekonywał, że najważniejsze mecze dopiero przed jego zespołem. - Nie potrafiliśmy ustawić swoich akcji, a to co zaprezentowaliśmy, to przypadkowe zagrania. Trzeba się teraz skoncentrować na meczu, który jest dla nas numerem jeden, z ROW-em Rybnik, aby go wygrać - zakończył Trześniewski.
Łodzianki zdawały sobie sprawę, że pod Wawelem dostały srogą lekcję basketu. - To była potężna lekcja koszykówki - oceniła Magdalena Losi, rzucająca ŁKS Siemens AGD. - Od drużyny tego formatu można się bardzo dużo nauczyć, zarówno w ataku, jak i obronie.
Agresywna gra w defensywie krakowianek zupełnie wybijała chęci do gry łodziankom, które do tej pory nie zdołały jeszcze wygrać żadnego meczu w sezonie 2010/2011. - Popełniłyśmy zbyt dużo strat i to bardzo prostych strat. Na początku meczu panował chaos, a nasze akcje były naprawdę przypadkowe. W drugiej połowie było już lepiej - dodała Losi.
Wygrana 80:43 ucieszyła bardzo Jose Ignacio Hernandeza, który nie krył zadowolenia szczególnie dlatego, że miał problemy z zawodniczkami podkoszowymi. - Mieliśmy problemy z zawodniczkami podkoszowymi. Nie mogła dzisiaj zagrać Magda Leciejewska, a na ostatnim treningu drobnego urazu nabawiła się Dorota Gburczyk-Sikora. Udało nam się jednak poradzić z taką sytuacją i pewnie wygrać mecz - skomentował mecz hiszpański szkoleniowiec.
Dorota Gburczyk-Sikora w sobotę jednak zagrała, a do gry po dwóch meczach powróciła Janell Burse. Gdy dodamy do tego solidną, jak zawsze, Ewelinę Kobryn, wszystko było po myśli teamu spod znaku Białej Gwiazdy, bo jak inaczej nazwać wygraną różnicą aż 37 oczek?