Los Angeles Lakers mistrzami NBA!

Przed ponad 30 minut Boston Celtics dyktowali warunki i to oni byli bliżej mistrzowskiego trofeum. Jednak po kapitalnym finiszu po raz 16 najlepszą ekipą w NBA okazali się Los Angeles Lakers, którzy pokonali Celtów w siódmym meczu 83:79. Nagroda MVP finałów trafiła w ręce Kobego Bryanta, autora 23 punktów (6/24 z gry) i 15 zbiórek. To piąty mistrzowski tytuł Bryanta oraz jedenasty Phila Jacksona!

Celtowie kapitalnie rozpoczęli mecz. Co prawda to Jeziorowcy rządzili na tablicach (10:0 w zbiórkach w ataku w pierwszej kwarcie!), ale nie potrafili z tego zrobić większego pożytku. Pau Gasol co rusz dostawał bloki i nie potrafił powstrzymać Rasheeda Wallace'a, który dobrze zastępował kontuzjowanego Kendricka Perkinsa.

Jeszcze więcej problemów miał Kobe Bryant. Jak cień biegał za nim Ray Allen, który często otrzymał wsparcie od pozostałych kolegów w defensywie. Efekt? Czarna Mamba miał 1/7 z gry w premierowej kwarcie i po prostu nie istniał.

A podopieczni Doca Riversa robili swoje. Z twardej defensywy szybko konstruowali akcje w ataku, gdzie mieli zdecydowanie większą skuteczność (58,8 proc.) niż Lakers (6/27 - 22,2 proc.!). Nic więc dziwnego, że przewaga gości urosła w pewnym momencie do dziewięciu oczek - 23:14.

Lekki szok w Staples Center nie trwał jednak długo, bo druga odsłona rozpoczęła się od serii 11:0 w wykonaniu obrońców tytułu. Celtowie zupełnie stanęli - nie potrafili trafić z żadnej pozycji, a na dodatek popełniali kolejne straty. Gospodarze zaczęli w końcu robić użytek z miażdżącej przewagi na atakowanej tablicy i powoli odrabiali straty zdobywając punkty drugiej szansy. Po ponad sześciu minutach gry C's mieli na swoim koncie ledwo dwa oczka!

Koszykarze z Kalifornii nie przejęli jednak inicjatywy w tym meczu. Znów bowiem dała o sobie znać defensywa Celtów przed duże D. Sfrustrowany Bryant nie potrafił oddać celnego rzutu, a jak już się pojawiał na czystej pozycji, to fatalnie chybiał. Lider Lakers nie był sobą - po jednym z niecelnych rzutów wolnych z wściekłością uderzył w piłkę. Wiedział, że dzieje się coś niedobrego.

Celtowie przetrwali kryzys i schodzili na przerwę z siedmiopunktowym zapasem (40:34). Zespół Phila Jacksona miał 26,5 proc. z gry - niesamowite, ale prawdziwe. Statystyki liderów LAL były wówczas zatrważające - Bryant 3/14, Gasol 3/12! Zaledwie dwa punkty mniej niż ten duet miał niespodziewanie Ron Artest (12 pkt). Czy to jednak on miał ciągnąć grę Lakers w decydującym meczu wielkiego finału?

Po chwilowym odpoczynku sygnał do ataku dali przyjezdni. Ich przewaga na początku trzeciej odsłony urosła nawet do 13 oczek 49:36 (najwyższe prowadzenie w meczu), bowiem świetny okres miał Rajon Rondo. Sytuacja Lakers stawała się coraz gorsza, choć w odpowiednim momencie zapaliła się czerwona lampka. Chwilowo lepiej zaczęli spisywać się Bryant i Gasol, a z ławki dobrą zmianę dał Lamar Odom. Przewag szybko stopniała do czterech punktów (57:53) i mimo, że Jeziorowcy nadal grali bardzo źle, przed ostatnią odsłoną mieli niewielką stratę do Celtics.

Deficyt ten szybko stopniał do zera, pomimo że miejscowi mieli totalnie rozregulowany celownik na linii rzutów wolnych. Mylił się Gasol, ale kapitalnymi akcjami nadrabiał Artest, a nawet Fisher. Po celnej trójce doświadczonego obwodowego było 64:64, a chwilę później Bryant najpierw wykorzystał w końcu dwa osobiste, by po chwili dołożyć kolejna dwa oczka z półdystansu. Lakers po raz pierwszy od drugiej kwarty wyszli na prowadzenie (68:64), a Celtowie zaczęli tracić grunt pod nogami.

W decydujących o mistrzowskie momentach nie trafili Allen i Pierce. Jak na złość dla Bostonu - gracze LA coraz rzadziej mylili się na linii rzutów wolnych. Przewaga gospodarzy urosła do 5-6 punktów, a Staples Center wybuchła z radości kiedy podwajany Gasol zdołał umieścić piłkę w koszu i było 76:70 na półtorej minuty przed końcem.

C's nie mieli już nic do stracenia - musieli postawić wszystko na jedną kartę. Niespodziewanie trójkę trafił Wallace, a chwilę potem Allen! Wydawało się, że będzie pasjonująca końcówka, lecz swój niesamowity mecz celnym rzutem zza linii 7,24m ukoronował Artest. Kropkę nad i postawił Sasha Vujacic, który w ostatnich sekundach z całą pewnością trafił dwa najważniejsze w swojej karierze rzuty wolne.

-> Zobacz najlepsze fragmenty Game 7<-

-> Kobe Bryant: To było najtrudniejsze mistrzostwo<-

-> Philowi Jacksonowi zabrakło… palców<-

Los Angeles Lakers - Boston Celtics 83:79 (14:23, 20:17, 19:17, 30:22)

Los Angeles: Kobe Bryant 23 (15 zb), Ron Artest 20, Pau Gasol 19 (17 zb), Derek Fisher 10, Lamar Odom 7, Andrew Bynum 2, Sasha Vujacic 2, Jordan Farmar 0, Shannon Brown 0, Josh Powell 0.

Boston: Paul Pierce 18 (10 zb), Kevin Garnett 17, Rajon Rondo 14 (10 as, 8 zb), Ray Allen 13, Rasheed Wallace 11 (8 zb), Glen Davis 6 (9 zb), Nate Robinson 0, Tony Allen 0, Brian Scalabrine 0.

Stan rywalizacji: 4:3 dla Los Angeles Lakers

Mistrzowskie tytuły Los Angeles Lakers: 1949, 1950, 1952, 1953, 1954, 1972, 1980, 1982, 1985, 1987, 1988, 2000, 2001, 2002, 2009, 2010.

->Zobacz terminarz play off<-


Mistrzowie NBA sezonu 2009/2010 - Los Angeles Lakers

Komentarze (0)