Anwil Włocławek nie wygrał żadnego meczu w finałowej rywalizacji przeciwko zespołowi Asseco Prokomu Gdynia, lecz to nie powód do hańby. Koszykarze z Kujaw zawiesili rywalowi poprzeczkę bardzo wysoko. Tak wysoko, jak w całym sezonie żadna inna drużyna. Ostatecznie obrońca trofeum pokonał włocławian w czterech aktach różnicą kolejno: siedmiu (dwa razy), trzech i jednego punktu.
- Zespół Asseco zasłużenie zdobył mistrzostwo - mówi Andrzej Pluta, dodając po chwili - Oni grali zdecydowanie bardziej dojrzale od nas, procentowało doświadczenie zdobyte na euroligowych parkietach. Uważam jednak, że wynik finału nie odzwierciedla całej walki, która była na parkiecie i całego naszego wysiłku. Postawiliśmy im bardzo trudne warunki gry i nie musimy teraz kryć głowy w piasek - tłumaczy kapitan Anwilu, który opuścił dwa mecze finałowe z powodu kontuzji.
W trzecim spotkaniu półfinałowej rywalizacji, Pluta doznał bowiem urazu stawu skokowego i wielu zadawało sobie pytanie, czy 36-latek zdąży wrócić do gry jeszcze w tym sezonie. Zdążył, choć pierwsze dwa mecze w Gdyni obejrzał tylko z ławki rezerwowych. Włocławianie przegrali oba i od razu podniosły się głosy, że m.in. przez brak doświadczonego zawodnika. Ostatecznie okazało się jednak, że nawet z Plutą w składzie Anwil był, niedużo, ale jednak słabszy od Asseco Prokomu.
- Nie trenowałem przez około dziesięć dni. W tym czasie czułem się bardzo dziwnie, bo rzadko w swojej karierze byłem wyłączony z gry w najważniejszych momentach sezonu. Przez ten czas robiłem wszystko by moja noga doszła do pełnej sprawności, ale niestety nie byłem w stanie normalnie biegać - mówi Pluta, który pojawił się parkiecie w trzecim pojedynku i zagrał nawet 25 minut, ale w tym czasie zdobył tylko sześć oczek. Zdecydowanie lepiej było w sobotę, ostatnim dniu sezonu 2009/2010, kiedy to rzucił 15 punktów.
- Gdy wróciłem brakowało mi po prostu ogrania. Ta kilkunastodniowa przerwa zrobiła różnicę. Z kolei w końcówce czwartego meczu czułem zmęczenie i dlatego tak to wszystko wyglądało... - wyjaśnia zawodnik, dodając jednak po chwili - Myślę jednak, że mamy prawo być z siebie naprawdę dumni. Cały sezon ciężko pracowaliśmy, by zagrać w wielkim finale i to nam się udało, choć nikt na nas nie stawiał. Tak, jak już powiedziałem, Asseco Prokom wygrał mistrzostwo zasłużenie, ale srebrny medal to dla nas bardzo duży sukces.
Włocławianie nie poddali się nawet gdy trener Igor Griszczuk mógł rotować coraz mniejszą ilością graczy. Ze składu z powodu kontuzji wypadł bowiem Mujo Tuljković, przed trzecim meczem finału zachorował Dru Joyce, a już w trakcie samych pojedynków zawodnicy Anwilu mieli problemy z faulami. - Oczywiście, że brakowało nam pełnego składu. Trener rywali mógł rotować składem, jak tylko chciał, a my graliśmy na tyle, na ile pozwalały nam różne czynniki od nas niezależne. Brakowało nam Mujo czy normalnej postawy Dru, dlatego graliśmy nierówno - dodaje Pluta.
Choć sezon 2009/2010 był dla doświadczonego gracza piątym w karierze w barwach Anwilu, z klubem tym ma na swoim koncie udział w tylko dwóch finałach. - Najpierw było mistrzostwo w roku 2003, potem kilka innych klubów i w roku 2006 powróciłem do Włocławka i gram tutaj bez przerwy. Od tego czasu finał przechodził jednak gdzieś obok nas, więc to srebro cieszy jeszcze bardziej. Oczywiście nie ukrywam, że chciałbym zostać w tym zespole na kolejny sezon - mówi koszykarz. I choć oficjalnie jego przyszłość nie jest znana, wszak Anwil dopiero w poniedziałek przedłużył umowę z trenerem Griszczukiem, Pluta ma być jednym z pierwszych graczy, którym zostaną zaproponowane nowe umowy.
W minionym sezonie 36-latek był drugim najlepszym strzelcem drużyny. W 34 meczach zdobywał przeciętnie 12,4 punktu, o 1,5 punktu mniej, niż w zeszłym sezonie. Spadła także skuteczność koszykarza w rzutach z dystansu (z 50 do 39 procent), wzrosła natomiast w rzutach za dwa (z 50 do 60) i w rzutach wolnych (z 88 do 92).