Twarda obrona, skuteczna ofensywa, strzeleckie popisy gwiazd i dramaturgia do ostatnich sekund. Tak wyglądało spotkanie wieńczące sezon zasadniczy we włocławskiej Hali Mistrzów pomiędzy Anwilem a mistrzem Polski Asseco Prokomem Gdynia, ostatecznie zakończone szczęśliwie dla ekipy przyjezdnej.
- Bardzo dobrze rozpoczęliśmy to spotkanie i już po kilku akcjach pokazaliśmy kto tu naprawdę będzie rozdawał karty. Jeśli tylko gramy swoją koszykówkę, nikt nie jest w stanie nam się przeciwstawić - mówił po meczu Daniel Ewing, po którego rzucie za trzy punkty gdynianie wyszli na prowadzenie 28:19 i wydawało się, że są na najlepszej drodze do bezpiecznego kontrolowania pojedynku. Gospodarze nie załamała jednak skuteczną gra mistrza Polski, a zwłaszcza Davida Logana, który szybko zdobył 14 oczek. Sygnał do odrabiania strat fantastycznym wsadem dał Rashard Sullivan i po chwili z przewaga zmalała do tylko dwóch oczek, 34:36.
Warto dodać, że Anwil miał problemy z Ratko Vardą, który choć niezbyt często szukał drogi do kosza, to jednak absorbował defensywę gospodarzy. Pojawienie się na parkiecie szybkiego, zwinnego Sullivana zmieniło nieco tą sytuację (m.in. dwa bloki i cztery przechwyty Amerykanina) i to właśnie dlatego włocławianie zniwelowali przewagę Asseco, który na przerwę schodził z zapasem tylko czterech oczek.
- Momentami graliśmy naprawdę dobrze i mogę powiedzieć, że generalnie jestem zadowolony, że pokazaliśmy charakter i zagraliśmy bardzo ambitnie - wyznał na konferencji prasowej trener Igor Griszczuk, który mógł być usatysfakcjonowany z postawy swoich koszykarzy zwłaszcza w trzeciej kwarcie. Na placu gry po niezbyt udanym początku spotkania ponownie pojawił się Krzysztof Szubarga, lecz to nie on a Andrzej Pluta do spółki z Mujo Tuljkoviciem sprawili, że włocławianie nie tylko odrobili straty z pierwszej połowy, ale i wyszli na prowadzenie 51:45 i następnie 58:50.
- Popełnialiśmy proste straty, które Anwil każdorazowo wykorzystywał. Każdą straconą piłkę czy niecelny rzut rywale zamieniał na punkty. Zdecydowanie brakowało nam koncentracji - tłumaczył Ewing, ale zapomniał o jeszcze jednej przyczynie. W pierwszych dwóch kwartach niemrawo prezentował się, pomimo 11 zdobytych oczek, Qyntel Woods. Kiedy przyszło jednak do odrabiania strat, Amerykanin uaktywnił się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jego pięć punktów z rzędu doprowadziło do stanu 68:66, a gdy po chwili po jego asyście punkty w kontrze zdobył Przemysław Zamojski, mecz zaczął się od nowa.
Emocje sięgnęły zenitu gdy kolejne trafienie zaliczył ogan, na trzy punkty Woodsa tym samym odpowiedział Nikola Jovanović, a skutecznym przechwytem i wsadem popisał się Mujo Tuljković (73:73). Okazało się jednak, że to było wszystko na co stać Anwil tego wieczora. W decydującej akcji na 14 sekund przed końcem zawodnicy miejscowi stracili piłkę, co wykorzystał Ewing i Asseco Prokom wygrywał 76:73. Następnie faulowany Szubarga nie trafił dwóch rzutów osobistych, a wynik z linii osobistych ustalił Woods.
- Zawodnicy z Włocławka postawili nam bardzo wysoko poprzeczkę i ten mecz kosztował nas bardzo dużo sił. Zagraliśmy może nie najlepiej, ale nie jesteśmy jeszcze w najwyższej koszykarskiej formie. Nie martwimy się jednak - będziemy szukać naszej najlepszej dyspozycji za tydzień, za dwa. W tej sytuacji cieszy to zwycięstwo - wyznał Tomas Pacesas, trener zespołu mistrza sezonu zasadniczego.
Anwil Włocławek - Asseco Prokom Gdynia 73:78 (16:19, 18:19, 24:12, 15:28)
Anwil: Pluta 15 (3x3), Tuljković 14 (2x3), Jovanović 8 (2x3), Joyce 7, Dunn 7, Sullivan 7 (4 bl.), Winkelman 5, Szubarga 4 (7 as.), Wołoszyn 4, Chanas 2
Asseco Prokom: Woods 24 (3x3, 11 zb.), Logan 19 (1x3, 5 prz.), Hrycaniuk 8, Ewing 7 (1x3), Harrington 5, Jagla 5 (1x3), Varda 5, Burrell 3, Zamojski 2, Łapeta 0, Seweryn 0