Turecki podkoszowy rzucił 45 punktów Wembanyamie i Spurs. Sochan blisko double-double

Getty Images / Tim Warner / Na zdjęciu: Alperen Sengun
Getty Images / Tim Warner / Na zdjęciu: Alperen Sengun

Dwa zwycięstwa z rzędu i na tym koniec. San Antonio Spurs zostali we wtorek zatrzymani przez Houston Rockets. Gospodarze zwyciężyli 114:101.

Rockets byli zdecydowanie lepsi i odskoczyli Spurs po zmianie stron. Wygrali trzecią kwartę 33:24, czwartą 34:24, a cały mecz 114:101, notując 27. sukces w tym sezonie.

Gospodarzy prowadził we wtorek kapitalnie dysponowany Alperen Sengun, który przyćmił swoim występem poczynania Victora Wembanyamy. Turecki podkoszowy rzucił rekordowe w karierze 45 punktów, dodając do tego 16 zbiórek i pięć przechwytów, Trafił 19 na 32 oddane próby z pola i 5 na 7 wolnych.

- Był bestią. Grał naprawdę niesamowicie. To Api, jakiego znam - komplementował kolegę w rozmowie z mediami lider Rockets, Jalen Green.

ZOBACZ WIDEO: "Cudowna dziewczyna". Tymi zdjęciami Brodnicka zachwyciła

Sengun został dopiero piątym zawodnikiem od sezonu 1973/1974, który zdobył minimum 45 punktów, 15 zbiórek i pięć przechwytów. Dołączył do takich gwiazd, jak Anthony Davis, Joel Embiid, James Harden i John Drew.

Wembanyama był zdecydowanie słabszy od Senguna. Francuz skompletował double-double (10 punktów, 11 zbiórek, siedem bloków), ale miał też sześć na 18 strat zespołu i wykorzystał tylko 4 na 10 rzutów z pola. Podwójnej zdobyczy nie miał, ale blisko jej skompletowania był we wtorek też Jeremy Sochan.

Polak spędził na parkiecie 34 minuty, zdobywając w tym czasie 15 punktów. Zebrał ponadto osiem piłek, miał trzy asysty, dwie straty i dwa faule. Trafił 5 na 14 oddanych rzutów z gry, w tym 1 na 6 za trzy i wszystkie cztery wolne.

Spurs doznali 49. porażki w kampanii 2023/2024.

Wynik:

Houston Rockets - San Antonio Spurs 114:101 (26:21, 21:32, 33:24, 34:24)
(Sengun 45, Green 23, VanVleet 21 - Vassell 22, Branham 20, Johnson 18, Sochan 15)

Zobacz także:
Co on mu zrobił?! Potężny blok rozstrzygnął mecz

Duże emocje i wygrana faworyta. Ale w Gdyni było gorąco

Źródło artykułu: WP SportoweFakty