35-letni Arciom Parachouski jest znaną postacią w koszykarskim środowisku. Białoruski środkowy spędził w sumie cztery sezony w NCAA (lata 2006-2010). W latach 2009 i 2010 został ogłoszony najlepszym graczem konferencji i był liderem w zbiórkach I Dywizji. Grał w lidze letniej w drużynie Boston Celtics. Do NBA jednak nie trafił, za to doskonale sprawdzał się w europejskich klubach - ma na swoim koncie m.in. mistrzostwo Łotwy i Izraela, a w 2015 roku był liderem pod względem liczby bloków w Eurolidze.
W swoim imponującym CV ma występy m.in. w Hapoelu Jerozolima, Niżny Nowogrodzie, Uniksie Kazań, Maccabi Tel Awiw czy Partizanie Belgrad. W sezonie 2021/2022 był zawodnikiem rosyjskiej Parmy Perm. Latem podpisał dwuletni kontrakt ze Śląskiem Wrocław. Co prawda koszykarz urodził się i dorastał w Mińsku, ale Polska to jego drugi dom, od sześciu lat mieszka we Wrocławiu. Jego żona jest Polką i byłą siatkarką (Gabriela Buławczyk - przyp. red.). Poznali się w Stanach Zjednoczonych.
- Chciałem zagrać w Polsce. W trakcie kariery byłem w wielu klubach, zwiedziłem sporo miejsc i nie ukrywam, że w końcu chciałem zagrać u siebie. Mam dwójkę dzieci, żona mówiła: "zostańmy tutaj, pomożesz mi też w domu" - mówi nam w rozmowie.
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy to prawda, że stara się pan o polskie obywatelstwo?
Arciom Parachouski, Białorusin, koszykarz WKS-u Śląska Wrocław: Tak (rozmawiamy w języku angielskim, Arciom rozumie po polsku, mówi też, ale bardziej komfortowo czuje się, gdy używa angielskiego), ale nie jest to łatwy proces. Prawo polskie w tych sprawach - mimo że moja żona jest Polką - jest nieco skomplikowane, trzeba spełnić wiele wymogów, by ubiegać się o obywatelstwo. Próbuję uzyskać "stały pobyt", co może mi ułatwić uzyskanie polskiego paszportu.
ZOBACZ WIDEO: Problemy Michniewicza, to oni nie pojadą na MŚ?! Lewandowski pod ścianą - Z Pierwszej Piłki #23
To ułatwiłoby panu życie w naszym kraju, czy są jeszcze jakieś inne względy?
Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości dostanę polski paszport, który z pewnością ułatwiłby mi życie w Polsce. Mieszkam we Wrocławiu już od 6 lat i nie widzę siebie i mojej rodziny wyprowadzającej się z Wrocławia. Lubię to miasto. Moja rodzina ma podobne zdanie.
Czy z racji obecnej sytuacji politycznej na świecie obawiał się pan podpisania kontraktu w Polsce?
Wiem, do czego dążysz, ale powiem wprost: nie chcę rozmawiać o polityce i sytuacji geopolitycznej na świecie. Uwierz mi, że dla mnie to też jest bardzo trudna sytuacja.
To prawda, że Polska to dla pana drugi dom?
Jak najbardziej, to świetne określenie. Mieszkam we Wrocławiu od sześciu lat. Bardzo dobrze się tutaj czuję. Nie ukrywam, że uwielbiam tutejszą kuchnię i wciąż odkrywać nowe zakątki tego kraju.
Jak pan poznał swoją żonę?
Moja żona jest Polką i byłą siatkarką. Poznaliśmy się w Stanach Zjednoczonych. Pamiętam, że razem byliśmy tam na obozie. Żona pochodzi z Sulechowa spod Zielonej Góry. Jej rodzice dalej tam żyją, z kolei siostra mieszka w Opolu. Razem szukaliśmy miejsca do życia, finalnie zdecydowaliśmy się na Wrocław.
To prawda, że początkowo optował pan za Warszawą?
Tak. Nie ukrywam, że w momencie ślubu, Polskę kojarzyłem właśnie z tym miastem. Zaproponowałem żonie, by tam właśnie mieszkać. Powiedziała, że nie ma na to szans! Wybraliśmy Wrocław i muszę przyznać, że to była świetna decyzja. Dobrze nam się tam żyję, na nic nie mogę narzekać. Myślę, że jesteśmy w stanie tam zostać do końca życia.
Dlaczego przed tym sezonem przyjął pan propozycję Śląska Wrocław? Co o tym zadecydowało?
Odpowiedź jest prosta: chciałem zagrać w Polsce. W trakcie kariery byłem w wielu klubach, zwiedziłem sporo miejsc i nie ukrywam, że w końcu chciałem zagrać u siebie. Mam dwójkę dzieci, żona mówiła: "zostańmy tutaj, pomożesz mi też w domu" (śmiech). Udało się! Ciekawostką jest fakt, że interesował się mną jeszcze jeden polski klub, ale brakowało konkretów.
Podpisanie kontraktu ze Śląskiem było łatwą decyzją?
Tak, bo obie strony chciały ze sobą współpracować.
To prawda, że już wcześniej WKS Śląsk próbował pana pozyskać?
Tak. W momencie, gdy przeprowadziłem się do Wrocławia, klub był jeszcze w pierwszej lidze. Wtedy transfer nie był możliwy. Później Śląsk zaczął się mocno rozwijać, szedł stopniowo do góry, widziałem ten progres, który mi mocno imponował. Chciałem być częścią tego klubu.
Jak pan ocenia swoją obecną formę fizyczną i koszykarską?
Czuję się dobrze, jestem w niezłej formie. Na boisku staram się robić to, czego trener ode mnie wymaga. Jak pewnie dostrzegłeś - nie mam za dużo piłki w rękach, ale nie narzekam z tego powodu. W defensywie staram się uprzykrzyć życie rywalom, w ataku głównie stawiam zasłony, walczę o zbiórki.
Brzmi jak zadaniowiec, a nie jeden z liderów zespołu.
To dobre określenie. Na razie zespół nie potrzebuje mnie w roli punktującego, ale pamiętaj, że sezon jest długi i nigdy nie wiesz, kiedy pojawi się ten moment. Trzeba być gotowym na każde rozwiązanie. Najważniejsze są zwycięstwa i tytuły, a nie indywidualne osiągnięcie. Tego mnie nauczyła kariera i gra w wielu klubach. Jeśli Śląsk będzie potrzebował mnie w roli lidera i punktującego, jestem w stanie to zrobić. Służę swoim doświadczeniem, podpowiadam innym, co mogą zrobić, by wejść na jeszcze wyższy poziom. Rozmawiam np. z Aleksandrem Dziewą, staram się mu przekazywać cenne rady. To, czego nauczyłem się w trakcie kariery.
Czy Aleksander Dziewa zrobi taką karierę jak Arciom Parachouski? Jest w stanie zagrać w Eurolidze?
Pewnie! Uważam, że jest w stanie zrobić nawet lepszą karierę. Niech nie patrzy na mnie, on musi iść swoją drogą i budować swoją tożsamość. To jest Aleksander Dziewa, którego stać na wielkie rzeczy. Jego umiejętności są naprawdę duże, jestem pełen podziwu, co jest w stanie zrobić na treningach i meczach.
Skromnie pan mówi o swojej karierze i osiągnięciach. Pana CV jest imponujące.
Dziękuję za te słowa, miło, że tak mówisz. Ale moja kariera nadal trwa, nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.
Czyli 35-letni Arciom Parachouski jest nadal głodny sukcesów?
Oczywiście! Teraz gram w klubie z miasta, w którym żyję na co dzień, więc determinacji mi nie brakuje. Bardzo zależy mi na tym, by Śląsk grał jak najlepiej i odnosił jak najlepsze wyniki. W PLK idzie nam jak na razie bardzo dobrze, wygraliśmy wszystkie mecze, wierzę też, że jesteśmy w stanie regularnie zwyciężać na parkietach EuroCupu.
Jak pan ocenia poziom polskiej koszykówki i Energa Basket Ligi?
Myślę, że polska koszykówka robi postępy, dyscyplina z roku na rok cieszy się coraz większym zainteresowanym. W lidze polskiej jest sporo dobrych zespołów, poziom jest wyrównany, cieszy fakt, że na meczach pojawia się sporo kibiców. Jestem przekonany, że liga podąża w dobrym kierunku. Cieszę się, że mogę być częścią Energa Basket Ligi.
Na ile wąska rotacja jest problemem Śląska Wrocław?
Prawdą jest, że trener w trakcie meczu gra 7-8 zawodników. Brakuje nam kontuzjowanych: Ramljaka, Bibbsa i Tomczaka. Nie ma co ukrywać, że wąska rotacja nie pomaga nam w utrzymaniu wysokiej intensywności gry przez całe spotkanie. To w dzisiejszej koszykówce jest bardzo istotne, wszyscy chcą grać szybko i zdobywać punkty po kontraktach. My też, ale nie zawsze jesteśmy w stanie to zrobić. Wierzę, że kontuzjowani gracze jak najszybciej do nas wrócą i będziemy mogli pokazać prawdziwą twarz.
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Przez Warszawę do NBA. Udany debiut Polaka
Szokujący obrazek w polskiej lidze. "To on nas okłamał!"
Ray McCallum o Polaku w NBA: Trafił idealnie
Krzysztof Szubarga: Jako trener widzę więcej