Mecz w Stargardzie był spotkaniem ekip, które na otwarcie sezonu 2022/23 doznały bolesnych porażek, choć były one diametralnie różne. PGE Spójnia uległa wysoko we Wrocławiu mistrzowi Polski - 66:99, zaś bydgoszczanie przegrali dopiero po dogrywce w Lublinie 97:101. O ile więc zespół Sebastiana Machowskiego nie miał szans z WKS Śląskiem, tak Enea Abramczyk Astoria może żałować straconej szansy.
W pierwszej połowie starcia w Stargardzie sportową złość bardziej było widać po gościach. Zespół Marka Popiołka nie wszedł najlepiej w ten mecz, ale w drugiej kwarcie totalnie zdominował boiskowe wydarzenia. Wprost nie do zatrzymania w tej części był Amerykanin Ben Simons, który raz po raz karcił PGE Spójnię rzutami z półdystansu oraz zza linii 6,75. Gospodarze odpowiadali w głównej mierze wykorzystując skutecznego pod koszem Shawna Jonesa, ale to było za mało.
Po dwudziestu minutach to bowiem goście byli na prowadzeniu i to dwunastopunktowym - 44:32. Po zmianie stron Spójnia wyszła jednak z zupełnie innym nastawieniem. Choć Astoria prowadziła już czternastoma punktami, to jednak na dwie minuty przed końcem trzeciej kwarty - po celnych rzutach wolnych Brody'ego Clarke'a - gospodarze odrobili wszystkie straty i było po 53.
W związku z tym spotkanie rozstrzygnęło się w czwartej kwarcie. Tę dużo lepiej - kontynuując dobre rozwiązania z trzeciej części - rozpoczęli miejscowi. Astoria wyglądała trochę tak, jakby mecz zakończył się po dwudziestu minutach. Gościom brakowało pomysłu na grę w ataku, a i w obronie nie było już tego samego zaangażowania, co przed zmianą stron.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "będę tęsknić". Kto tak powiedział do Federera?
Astorię przy życiu utrzymywały pojedyncze akcje Mike'a Smitha oraz mądra gra Bena Simonsa, ale to było za mało w momencie, gdy Spójnia punktowała raz po raz - w głównej mierze dzięki bardzo zespołowemu graniu - i to mimo iż Astoria finalnie miała więcej asyst w meczu. W decydujących akcjach ciężar gry na siebie po stronie gości brał Eddy Polanco. Rzucający z Dominikany pomylił się jednak w momencie, gdy mógł doprowadzić do remisu, a w odpowiedzi punkty zdobył Karol Gruszecki.
Zwycięstwo swojej ekipie mógł zapewnić Jordan Mathews, ale spudłował z dystansu i ostatnia akcja - jak się wydawało - należała do Astorii. Na pół sekundy przed końcem faulowany był Mike Smith, ale nie mógł kontynuować gry i rzuty wolne - przy wyniku 71:70 - wykonywał Nick Muszynski. Amerykanin wytrzymał próbę nerwów i trafił obie próby.
Jordan Mathews został jednak bohaterem tego meczu! Amerykanin, który - delikatnie mówiąc - wcześniej nie błyszczał, perfekcyjnie wykorzystał ostatnie pół sekundy tego spotkania i trafił rzut z półdystansu równo z końcową syreną, po którym hala OSiR eksplodowała z radości. Spójnia wygrała 73:72 i w pełni zmazała plamę z Wrocławia. Z kolei Astorii, po meczu w Lublinie, kolejny mecz uciekł w samej końcówce.
PGE Spójnia Stargard - Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 73:72 (17:13, 15:31, 23:11, 18:17)
Spójnia:
Shawn Jones 15, Karol Gruszecki 12, Krzysztof Sulima 12, Isiah Brown 11, Jordan Mathews 9, Brody Clarke 7, Paweł Kikowski 5, Tomasz Śnieg 2, Adam Brenk 0, Dominik Grudziński 0.
Astoria: Ben Simons 24, Mike Smith 18, Eddy Polanco 9, Nick Muszynski 6, Nathan Cayo 5, Michał Kołodziej 4, Igor Wadowski 4, Aleksander Lewandowski 2.
Czytaj także:
Świetne wieści! Wiadomo, kto pokaże mecze Legii Warszawa w Lidze Mistrzów >>