W piątek kolarze mieli do pokonania 168 kilometrów. Siódmy etap Tour de France prowadził z Millau do Lavaur. Na trasie pojawiły się trzy łatwe podjazdy, a także jedna lotna premia.
Generalnie nie był to zbyt trudny odcinek. Problemem było jedynie to, że pod koniec pojawił się silny wiatr. Na pewno nie były to zbyt sprzyjające warunki dla kolarzy.
Od początku grupa BORA-hansgrohe dyktowała bardzo wysokie tempo. Usiłowała uciec przed lotną premią typowym sprinterom. To się udało. Odskoczyła prawie 60 kolarzom.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skoczył nie w Wiśle, a... do wody! Efektowne salto Karla Geigera
Rywalizacja była naprawdę szalona. Na 100 km przed metą przewaga peletonu składającego się z 90 zawodników wyniosła 5 minut i 45 sekund.
Wspomniany wiatr odegrał bardzo ważną rolę. To właśnie on w późniejszej fazie wyścigu rozdawał karty i wpływał na losy wyścigu.
30 kilometrów od mety przewaga czołówki wynosiła 45 sekund. Co ciekawe, wciąż rosła. Na czele znajdowali się między innymi Peter Sagan, Wout van Aert czy Adam Yates.
W finałowym sprincie najlepiej zaprezentował się właśnie wspomniany van Aert (3:32:03). Drugie miejsce zajął Edvald Boasson Hagen, natomiast trzecie - Bryan Coquard. Michał Kwiatkowski tym razem był 42.
Liderem TdF wciąż jest Adam Yates. Drugie miejsce w klasyfikacji generalnej należy do Primoza Roglica, a trzeci jest Guillaume Martin.
Czytaj także:
> Tour de France. Zmiana na fotelu lidera. Adam Yates z żółtą koszulką
> Tour de France. Tiesj Benoot wypadł poza trasę. "Zahamowałem i straciłem kontrolę"