Rafał Majka po upadku na 9. etapie nabawił się licznych otwartych ran i obtarć i walczył, by dojechać do mety w ustalonym limicie. Pomógł mu w tym kolega z kadry - Michał Kwiatkowski, który w końcówce holował lidera grupy Bora-Hansgrohe. Przypomnijmy, że Majka wycofał się z Tour de France.
"Kwiato" pokazał postawę fair-play. Kibice na Facebooku dopytywali go czy potrzebował zgody swojego teamu. - To nie był żaden wyczyn mu pomóc i nie potrzebowałem na to zgody. Musiałem dojechać do mety, a jeżeli mogę to zrobić z kimś, z kim mogę pogadać w ojczystym języku, to jest wygodniej. Rafał nie musiał aż tyle myśleć i mogliśmy zamienić kilka zdań. Nie potrzeba na takie coś zgody - powiedział Kwiatkowski.
Dla kolarza grupy Sky nie było to nic specjalnego. - Wydaje mi się, że każdy by tak zrobił na moim miejscu, gdyby znalazł Rafała na drodze na 15 kilometrów przed metą. Wyglądał on na umęczonego i zmordowanego. Nie dziwię mu się, bo prawie 100 km jechał sam tak rozwalony - przekazał "Kwiato".
- Rafał mnie minął na Mont du Chat. Doszedłem go na zjeździe na 15 km przed metą. Widziałem, że jedzie za samochodem i nie wyglądał na takiego, co miałby się zmieścić w limicie czasu. Brawo za to, że dojechał. Wyglądał na takiego co ma połamane kręgi, żebra i nie wiadomo co jeszcze - dodał Kwiatkowski.
Pomagając swojemu rodakowi "Kwiato" nie obawiał się, że sam będzie musiał zakończyć wyścig z powodu nie zmieszczenia się w limicie czasowym. - Miałem na radiu dyrektora sportowego, który jechał za ostatnimi kolarzami i cały czas słyszałem jaki jest limit. Oni robili wszystko, by się zmieścić w limicie i wiedziałem, że ze mną nie będzie problemu - powiedział Kwiatkowski.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Tańczący Leo Messi i Katarzyna Kiedrzynek na plaży (WIDEO)