Zmienia się na lepsze - rozmowa z Janem Antkowiakiem, trenerem kadry kolarzy przełajowych

Brązowy medal mistrzostw świata Pawła Szczepaniaka w rywalizacji młodzieżowców w Hoogerheide oraz wygrany przez Marka Konwę w Veghel Eerde wyścig Superprestige w tej samej kategorii, to sukcesy polskiego kolarstwa przełajowego w sezonie 2008/09. O sytuacji tej konkurencji w Polsce, przyszłości obiecujących zawodników i problemach, z którymi musi się mierzyć opowiada Jan Antkowiak, szkoleniowiec polskiej reprezentacji.

W tym artykule dowiesz się o:

Krzysztof Straszak: Jak oceni pan sezon w wykonaniu polskich przełajowców?

Jan Antkowiak: - Był udany. Mimo, że startów nie było dużo i nie wszyscy rywalizowali na Zachodzie, tak jak ja bym sobie tego życzył. To jednak Konwa wygrał Superprestige, zdobywał drugie, trzecie miejsca, w tym w Pucharze Świata w Koksijde. Uważam, że sezon był dobry, aczkolwiek można by było osiągnąć więcej.

Problem jest w tym, że nasi przełajowcy jeżdżą latem na szosie a potem przesiadają się na przełaj. To ma później taki skutek, że nie można startować w październiku na wysokim poziomie, bo oni dopiero co zeszli z szosy. Trudno, żeby w takiej sytuacji równać do świata i ścigać się jak on.

Bracia Paweł i Kacper Szczepaniakowie oraz Marek Konwa, nasze nastoletnie nadzieje na lepsze czasy, podpisali kontrakty z grupą Corratec, prowadzoną przez Zbigniewa Sprucha. Czy to optymalne rozwiązanie dla nich?

- Nie wiem jak to będzie. Mam nadzieję, że to dobry wybór dla wszystkich. Jednak grupy powstałe przy Zbyszku Spruchu były ze trzy i nie wszystkie wypaliły. Jest to ich wybór a są dla nich lepsze propozycje na Zachodzie. Ja jestem już po rozmowach z dwoma grupami belgijskimi, które chcą naszych zawodników.

Myślę, że jeżeli w tej grupie, w jakiej są, nie będzie im się podobało to mają taka umowę, z tego co wiem, że mogą od czerwca odejść. Wtedy będziemy myśleć o innej ewentualności. Na razie mamy czas do czerwca. A to, że są w tej samej grupie może wpłynie na ich rozwój dzięki temu, że będą mogli się razem ścigać. Każda grupa powstająca jest jakimś plusem, ale ważne jest to jak się to wszystko skończy.

Paweł Szczepaniak wyrośnie na lidera polskich przełajowców?

- Myślę, że słabszym zawodnikiem nie jest ani jego brat, ani Konwa. Trasa mistrzostw świata w tym roku bardziej premiowała Pawła. Gdyby było więcej błota, to bardzo dobrze pojechałby Konwa. Ja uważam zresztą, że on i tak zrobił super wynik na tej trasie [10 miejsce].

Młodszy ze Szczapaniaków miał w Hoogerheide praktycznie trzy defekty i kraksę. Później na dodatek wpadła mu taśma w tylni tryb, ale to chyba kibic przy jedzeniu wyrzucił jakąś szmatkę, która akurat trafiła w rower Kacpra. Wcale nie uważam, żeby był słabszy od brata. Paweł oczywiście jest starszy i to nasza przyszłość na przynajmniej kilka lat. Ta grupa młodych zawodników może zdobywać medale na mistrzostwach świata jeszcze przynajmniej przez trzy lata.

Co z Mariuszem Gilem, jedynym Polakiem, który regularnie występuje w rywalizacji z najlepszymi?

- Mariusz Gil tylko dlatego się ściga na Zachodzie, bo ma tam i sponsora i powiedzmy, ludzi, u których przebywa. Jego wynik jest jednak żadnym wynikiem. Miejsce w trzeciej czy czwartej dziesiątce to jest żadne miejsce W dawnych czasach Tadeusz Korzeniewski kończył wyścigu na 13., 14., 15. lokacie. W Pucharze Świata nieźle jeździł wcześniej Marek Cichosz. Problem widzę gdzie indziej.

Co jest więc tym problemem?

- Legia [1928 Warszawa] ściga się wtedy, kiedy są mistrzostwa świata wojskowych. Za rok mają je u siebie, więc będą chcieli już we wrześniu ścigać się na Zachodzie. W ubiegłym roku organizowali mistrzostwa świata [wojskowych] na szosie i zaczęli sezon dopiero w grudniu. Cichosz [zawodnik Legii], mimo, że był sezon wcześniej 18. zawodnikiem mistrzostw świata teraz praktycznie nic nie pokazał. Startował w czterech wyścigach na Zachodzie i to wszystko. Tak samo [Sylwester] Janiszewski czy [Tomasz] Repiński. Ale za rok będzie im to pasować, bo mając mistrzostwa świata u siebie będą chcieli robić wszystko, żeby osiągnąć dobry wynik w przełajach.

Po prostu każdy w Polsce ogląda się tylko na siebie. Moim zadaniem jest uporządkowanie tego. Ale ja nie jestem w stanie doprowadzić do formy zawodnika, który zaczyna sezon gdy na Zachodzie ścigają się już dwa i pół miesiąca. Taki zawodnik w życiu nie dogoni rywala z zagranicy, bo na dodatek jest jeszcze nieprzygotowany do sezonu, w październiku schodząc dopiero z roweru szosowego.

W Polsce zmagamy się ze swoimi problemami a tymczasem Sven Nys znowu zdominował rywalizację w Europie.

- Nys miał szczęście, bo Niels Albert zaliczył groźny wypadek na wyścigu Superprestige w Belgii, gdzie akurat byliśmy. Miesiąc potem nie startował, miał pękniętą śledzionę. A przecież przed kontuzją już wygrał jedne zawody i był liderem Pucharu Świata. Nys wygrał to trochę przypadkiem.

To naprawdę wielki kolarz, ale teraz przyjdzie era Alberta. Byłem tydzień temu na ostatnim wyścigu w Belgii, kiedy jechali razem, ale Albert się w końcówce wywrócił. Nys ma inny w tym momencie problem: on chce zdobyć medal na igrzyskach olimpijskich w MTB. To jest jego główny cel.

Jakie są pańskie nadzieje związane z przełajami?

- Kolarstwo przełajowe się troszkę teraz ruszy. Na igrzyskach w Vancouver będzie to dyscyplina pokazowa a za pięć lat może wejdzie do programu olimpijskiego. A wtedy pozycja tego sportu zmieni się już na lepsze.

Źródło artykułu: