Brytyjczyk wygrał 35. etap Tour de France. Historyczny dzień dla kolarstwa

Getty Images / Dario Belingheri / Na zdjęciu: Mark Cavendish
Getty Images / Dario Belingheri / Na zdjęciu: Mark Cavendish

Mark Cavendish przeszedł do historii kolarstwa. Brytyjczyk był najlepszy w piątym etapie Tour de France i objął prowadzenie w klasyfikacji wszechczasów.

Po wtorkowej przeprawie przez Alpy przyszedł czas na kilka płaskich etapów. Środowy odcinek o długości 177 kilometrów z Saint-Jean-de-Maurienne do Saint-Vulbas był okazją do odpoczynku dla kolarzy walczących w klasyfikacji generalnej; za to zaciętą walkę stoczyli między sobą sprinterzy.

Na trzecim etapie w Turynie triumfował Erytrejczyk Biniam Girmay, ale finisz tamtego odcinka został poprzedzony kraksą, która wykluczyła z walki, m.in. Jaspera Philipsena. Belg w ubiegłym roku wygrał klasyfikację punktową Tour de France i przyjechał do Francji z zamiarem obrony zielonej koszulki i wygrania jak największej liczby etapów. Wiele wskazywało na to, że Philipsen tym razem okaże się najlepszy.

W ucieczce dnia znalazło się dwóch Francuzów Matteo Vercher oraz Clement Russo. Od początku było wiadomo, że ich akcja nie ma szans powodzenia. Peleton wchłonął dwójkę, kiedy do mety pozostawało jeszcze 40 kilometrów. Na trasie zaczął padać deszcz, ale na szczęście pogoda poprawiła się, kiedy peleton zaczął zbliżać się do Saint-Vulbas. Spokojny przebieg rywalizacji nie zapowiadał fajerwerków w końcówce.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poszła na plażę o 8 rano. Co za zdjęcia!

Mark Cavendish bierze udział  w Tour de France po raz ostatni w karierze. Brytyjczyk zawodową karierę zakończyłby prawdopodobnie już 3 lata temu, gdyby nie pragnienie odniesienia 35. etapowego triumfu w Wielkiej Pętli. Do dzisiaj Cavendish w klasyfikacji wszechczasów dzielił rekord 34. zwycięstw z Eddym Merckxem. Przed dwoma laty nie załapał się do składu swojej ekipy na najważniejszy wyścig w sezonie, a przed rokiem nie ukończył rywalizacji z powodu kontuzji.

Pierwsze etapy 111. edycji Tour de France były dla Cavendisha niczym droga przez mękę. Mistrz świata z 2011 roku słabo radził sobie z apenińskimi podjazdami i źle znosił upalną aurę. Jednak jak na mistrza przystało, Cavendish pokonał kryzys i był gotów powalczyć o wymarzone zwycięstwo na 5. etapie.

Kolarz zespołu Astana Qazaqstan dzięki wsparciu kolegów z zespołu na ostatnich kilometrach znalazł się w czubie peletonu. Następnie już samodzielnie szukał dogodnej pozycji do sprintu. Najpierw czaił się za plecami Jaspera Philipsena (Alpecin-Deceuninck), ale po chwili dostrzegł lukę pomiędzy innymi zawodnikami i wyszedł na prowadzenie. Philipsen pomknął jego śladem, ale było już za późno. Historyczne 35. zwycięstwo Brytyjczyka stało się faktem. Trzecie miejsce zajął Norweg Aleksander Kristoff.

W klasyfikacji generalnej nie doszło do zmian. Liderem pozostał Tadej Pogacar z przewagą 45 sekund nad Remco Evenepoelem i 50 sekund nad Jonasem Vingegaardem.

Michał Kwiatkowski ukończył wtorkowy etap na 83. miejscu.

Zobacz też:
Legenda w tarapatach. Kolarz odpadł od peletonu już 160 kilometrów przed metą
Tour de France: Na starcie mamy jednego Polaka. "To i tak dobrze, jeśli spojrzymy na Włochów"

Komentarze (2)
avatar
gieca
7.07.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
to czysta ustawka . pozwolili mu wygrać , może być wiele powodów , ( jego szef Vinokourow kupił zloty medal olimpijski od R. Urana na finiszu podczas IO w 2012) 
avatar
gonzo22
3.07.2024
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Wyglądało trochę jakby nie bardzo przeszkadzali inni sprinterzy Cavendishowi. 50 m do mety A philipsen i inni jadą za nim jak w pociągu. Miałem wrażenie że nie było takiej walki jak zwykle