W niedzielę kolarze mieli do pokonania 191 km z Iserni na Blockhaus. Dziewiąty etap nie należał do najłatwiejszych, a świadczy o tym fakt, że trzeba było wspiąć się na Blockhaus, który liczył aż 13,6 km. Średnie nachylenie wynosiło 8,4 proc.
Na początku doszło do kraksy, w której uczestniczył m.in. Pello Bilbao. Ostatecznie na szczęście wszyscy wyszli z tego cało. Dość szybko uformowała się ucieczka dnia.
To właśnie Amerykanin wytrwał najdłużej. Peleton złapał go jednak na 16 kilometrów przed metą. Główną grupę prowadzili kolarze z ekip Ineos Grenadiers i UAE Team Emirates. W czołówce pozostali ci najtwardsi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skandynawska wyprawa Kowalczyk
Pięć kilometrów przed metą liczyło się jedenastu zawodników. Jako pierwszy zaatakował Richard Carapaz, a za nim ruszyli także Romain Bardet i Mikel Landa. Obaj szybko dopadli reprezentanta barw INEOS Grenadiers.
Po pewnym czasie dołączyła do nich trójka: Jai Hindley, Domenico Pozzovivo i Joao Almeida. Ostatni kilometr należał więc do sześciu kolarzy, którzy toczyli pod koniec prawdziwą rozgrywkę. Zwyciężył Hindley.
Australijczyk wyprzedził Romaina Bardeta i Richarda Carapaza. Za nami więc pierwszy tydzień tegorocznej edycji Giro d’Italia. Liderem klasyfikacji generalnej jest obecnie Juan Pedro Lopez przed Joao Almeidą i Romainem Bardetem.
Zobacz też:
Giro d'Italia. Niecodzienny obrazek na mecie
Tragiczny wypadek. 18-letni kolarz nie żyje