26 czerwca Kristina Vogel jak zawsze planowała na welodromie w Cottbus przejechać kilkadziesiąt okrążeń i zbudować formę na najbliższe zawody. Wystarczyła jednak chwila nieuwagi. Niespodziewanie na tor wszedł inny zawodnik, a rozpędzona Niemka zderzyła się z nim. Vogel z impetem upadła na betonową nawierzchnię.
Medycznym helikopterem została przetransportowana do szpitala w Berlinie. Tam potwierdzono uraz kręgosłupa. Przerwany został rdzeń kręgowy, niezbędna była operacja. Vogel jest sparaliżowana. - Nie pamiętam nic z samego wypadku. Może to dobrze, bo jeśli teraz obserwuję jazdą na rowerze, to nie boję się i wciąż to kocham. Obudziłam się i zrozumiałam, że coś tu nie gra, poczułam presję - opowiadała na łamach "Bilda".
Zawodnik, który feralnego dnia wszedł na welodrom i z którym zderzyła się Niemka, był Holendrem. - Do tej pory nie miałam z nim kontaktu. Holenderski Związek Kolarski wysłał mi bardzo duży bukiet kwiatów i kartkę. Spotykałam się z innymi holenderskimi zawodnikami, którzy mnie odwiedzali, ale nie z nim - wyjaśniła.
Vogel zdaje sobie sprawę z tego, że nie będzie już mogła chodzić. - Nigdy nie miałam myśli samobójczych, oczywiście miałam trudne chwile, ale życie toczy się dalej i nadal jest przyjemnie, choć poruszam się na wózku inwalidzkim - mówiła.
Zastanawiała się nawet nad amputacją kończyn. - Myślałam o tym kiedy już nauczyłam się siadać, próbowałam brać prysznic czy kłaść się do łóżka. Zdałam sobie sprawę wtedy, że bez nóg byłoby mi zdecydowanie łatwiej. Jednak nogi należą do mnie, nosiły mnie przez 28 lat i tęskniłabym za nimi. Ta myśl szybko mnie opuściła - wyjaśniła.
Czy Vogel wróci w jakikolwiek sposób do sportu? - Od początku mówię, że nie chcę się spieszyć. Chcę po prostu oddychać i powoli myśleć, co chcę robić w przyszłości - ucięła.