Grubo ponad 2,5 mln zakażonych koronawirusem, ponad 120 tysięcy zmarłych - USA zajmuje niechlubne, pierwsze miejsce na świecie. Niechlubne, bo ta klasyfikacja dotyczy liczby osób, u których wykryto wirusa, który zatrzymał cały świat. Nie to jednak martwi epidemiologów ze Stanów Zjednoczonych. O wiele bardziej groźne jest to, że od jakiegoś czasu zakażonych przybywa. Większość z nich mówi już głośno: USA zmaga się z drugą falą wielkiej epidemii.
I mimo że ligi: koszykarska (NBA) oraz baseballowa (MLB) wydały miliony dolarów, aby dostosować się do wymogów sanitarnych, spisały ponad 100-stronicowe protokoły medyczne, aby wznowić przerwane w marcu rozgrywki, nadal nie ma pewności, że sportowcy w USA wrócą na boiska. - Trudno usprawiedliwić powrót sportu, kiedy zmagamy się z nawrotem choroby - twierdzi Melissa Nolan, epidemiolog z Uniwersytetu Południowej Karoliny.
"Nie mamy kontroli nad wirusem"
Oto jak liczba zakażonych "wystrzeliła" w ostatnich tygodniach w USA.
- Powrót sportu w USA miał być pokrywać się ze spłaszczoną krzywą zachorowań i zmniejszeniem ryzyka hospitalizacji i zagrożenia życia. Zamiast tego mamy gwałtowny wzrost chorych i pogorszenie sytuacji - przekonuje dziennikarz "New York Timesa", Matthew Futterman.
ZOBACZ WIDEO: Orlen nie rezygnuje ze wspierania polskiego sportu w czasie kryzysu. "Zwiększyliśmy na to budżet o prawie 100 procent"
Amerykanie z zazdrością patrzą w kierunku Europy, gdzie po kilkutygodniowej przerwie wróciły rozgrywki piłkarskie we wszystkich najważniejszych ligach: od niemieckiej Bundesligi, przez angielską Premier League po włoską Serie A. - Kraje w Europie potrafiły okiełznać wirusa - mówi Zachary Binney z Emory University w Atlancie.
I dodaje: My nie mamy kontroli nad koronawirusem.
- W marcu zamykaliśmy ligę NBA z powodu jednego przypadku zakażenia - dodaje Futterman.
- Jak możemy teraz myśleć o powrocie? - zastanawiają się epidemiolodzy, trenerzy, zawodnicy, dziennikarze. - Przecież to jest pozbawione logiki.
Sportowcy rezygnują
Baseballiści występujący w MLB planują pojawić się na stadionach 23 lub 24 lipca, koszykarze NBA mają wrócić na parkiety - 30 lipca. Takie terminy zapisano na papierze. Tylko, że ustalenia to jedno, a życie to drugie.
Coraz więcej zawodników rezygnuje z gry. Nie chcą narażać zdrowia swojego i swoich najbliższych. Odmawiają gry w tym roku. Tak zrobili m.in. Ryan Zimmermann i Joe Ross (obaj z Washington Nationals), Ian Desmond (Colorado Rockies) czy Mike Leake (Arizona Diamondbacks).
Pewny powrotu w wyznaczonym terminie nie jest nawet komisarz NBA - Adam Silver. - Wyznaczyliśmy datę 30 lipca, ale ta epidemia już nas nauczyła, że nie wszystko da się przewidzieć - mówi. - Jeżeli liczba zakażonych będzie rosła, a sytuacja w kraju będzie się pogarszała, odwołamy sezon (TUTAJ więcej szczegółów >>).
I dodaje: - Przed tym wirusem nie da się uciec.
Efekt protestów społecznych?
W kwietniu w USA notowano dzienne przyrosty na maksymalnym poziomie 30-35 tys. W maju były dni, które kończyły się liczbą kilkunastu tysięcy. Wydawało się, że sytuacja się normalizuje... Druga połowa czerwca przyniosła rekordy - po 40 tys. zakażonych dziennie.
Zaledwie po miesiącu od zdjęcia obostrzeń związanych z pierwszym lockdownem, kilka regionów wraca do zamknięcia ludzi w domach. Gubernator Teksasu - Greg Abbott - właśnie wprowadził całą listę zakazów. - Musiałem - tłumaczy. - Nie ma w tej chwili ważniejszego celu jak obniżenie dynamiki rozwoju pandemii.
Tropem Abbotta podążyła Floryda. A na Florydzie mają odbywać się mecze NBA...
Skąd druga fala w USA? Nie ma jeszcze twardych danych, ale wiele wskazuje na efekt protestów społecznych, które kilka tygodni temu przetoczyły się przez cały kraj po śmierci George'a Floyda (TUTAJ więcej szczegółów >>).
- To bardzo prawdopodobne, badamy to teraz - przyznaje Barbara Ferrer, dyrektor ds. Zdrowia Publicznego w Los Angeles.
Inni nie czekają, wzywają do badań. Departament Zdrowia w Minnesocie zaapelował, aby każdy, kto brał udział w ulicznych protestach, przebadał się na obecność koronawirusa.
Nie nosisz maseczki? Jesteś człowiekiem Trumpa
Burmistrz Houston, Sylvester Turner, poszedł jeszcze dalej. - Brałeś udział w zgromadzeniach ulicznych ws. Floyda? Albo idź się zbadaj, albo idź od razu na kwarantannę - przekonuje.
Turner namawia również ludzi do noszenia maseczek. A maseczki w USA urosły już do symbolu walki politycznej (jesienią odbędą się w tym kraju wybory prezydenckie). Ich przeciwnikiem jest obecnie urzędujący prezydent - Donald Trump. Podczas spotkań nigdy jej nie zakłada.
W społeczeństwie powstał już nawet podział: nie nosisz maseczki, jesteś zwolennikiem Trumpa, nosisz, pokazujesz negatywny stosunek do tego polityka.
- Ludzie nie noszą masek, nie trzymają dystansu społecznego, a politycy za szybko odmrozili gospodarkę. Nie zdziwi mnie, jak za chwilę będziemy mieli dzienny przyrost zakażonych na poziomie 100 tysięcy - łapie się za głowę Anthony Fauci, szef Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych.
Co odpowiada Trump? - Testujemy coraz więcej osób i dlatego wykrywamy coraz więcej zakażonych. Ale sytuacja epidemiczna się nie pogarsza. Koronawirus jest... przereklamowany - przyznaje w rozmowie z "Wall Street Journal".
Wiceprezydent USA - Mike Pence - dodaje: - to media straszą ludzi, pokazując czarne scenariusze rozwoju epidemii.