Zakładam przy tym jednak optymistyczną wersję, że pandemia zacznie wygasać przynajmniej w ciągu miesiąca. Zmiany w terminarzach, zakończenia rozgrywek na długo przed planowanym ostatnim meczem są już olbrzymią transformacją sportowego porządku. W obliczu prawdziwie tragicznych informacji związanych z koronawirusem przeszliśmy obok tego stosunkowo obojętnie. Sport został przecież zawieszony, ale nie odwołany.
Rozmawiałem niedawno z Jagną Marczułajtis-Walczak, posłanką Koalicji Obywatelskiej i trzykrotną olimpijką. Poza kilkoma interesującymi spostrzeżeniami, była snowboardzistka rzuciła, że po pandemii sport zejdzie na piąte, a może nawet dziesiąte miejsce wśród priorytetów ludzkości. Wszyscy bowiem będą myśleć o zdrowiu i bezpieczeństwie swoim oraz najbliższych. Ponadto państwa stracą mnóstwo pieniędzy na normalizację sytuacji w obrębie swoich granic i nawet jeśli wcześniej miały zabezpieczone środki na organizację dużych imprez, to będą one przeznaczone na istotniejsze cele niż sport. Ten bowiem jest ważny, ale nie najważniejszy.
O ile zgadzam się z ostatnim zdaniem, o tyle warto zwrócić uwagę, że ludzie nawet w najtrudniejszych czasach i najbardziej niesprzyjających okolicznościach potrafili gromadzić się na wydarzeniach kulturalnych czy sportowych. I organizować je wbrew losowi. Często była to manifestacja zwycięstwa, przynajmniej tego psychologicznego, nad oprawcą. Niezależnie od tego, kim lub czym by on nie był.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Tym bardziej w sytuacji, kiedy zakładamy względnie wczesne ustanie pandemii, ludzie, poza zaspokojeniem najważniejszych potrzeb, będą potrzebować rozrywki. Mam nadzieję, że środki na nią przeznaczane nie będą tak gigantyczne, jak dotychczas, a sponsorzy i kluby będą w stanie wynegocjować korzystniejsze warunki z wielokrotnie przepłacanymi zawodnikami. Zresztą, zapewne nie będzie to kwestią możliwości, tylko konieczności.
Dlatego nie boję się (przynajmniej na razie), czy odbędą się Euro i igrzyska. Nie obawiam się też o ich poziom. Adam Małysz niedawno powiedział mi, że forma zawodników, nawet przy realizowanych w tak partyzanckich warunkach treningach, nie powinna spaść. Nawet jeśli ktoś nie wytrzyma przygotowań w anturażu kryzysu, to pojawi się inny, który szybko wskoczy na jego miejsce.
Interesującą opinię w tej kwestii miała też Marczułajtis-Walczak. - Szybko może się okazać, że po pandemii zawodów nie będą wygrywać najlepsi, a najbardziej cierpliwi. Zwycięży ten, kto zachowa spokój i odpowiedni balans - stwierdziła posłanka. Dodałbym tylko, że cierpliwość, spokój i umiejętność zachowania odpowiedniego balansu są przecież jednymi z najważniejszych składników sportowego sukcesu. Czy to więc naprawdę tak duża zmiana?
Jeśli po gospodarczym załamaniu spowodowanym koronawirusem przepłacani piłkarze będą mniej zarabiać - w porządku. Jeśli zawody będą zorganizowane z minimalnym wkładem finansowym, z jak najmniejszą "pompą" - dla mnie nie ma problemu. Bo przecież liczy się sport, a ten sam z siebie jest w stanie zapewnić widzom wystarczające fajerwerki.
Skutki ekonomiczne i medyczne koronawirusa pozostaną z nami na długo, bo wiążą się z tym olbrzymie ludzkie dramaty. Ale psychologiczny aspekt pandemii, pod który można podciągnąć także sport, szybko wyparuje z naszych głów. Katastrofa smoleńska, zamiast zjednoczyć Polaków, tylko ich podzieliła. Żarty na temat wydarzenia, w którym zginęło 96 osób, w tym para prezydencka, zaczęły się pojawiać kilka dni po 10 kwietnia 2010 roku. Pojednanie kibiców Wisły i Cracovii po śmierci Jana Pawła II, obwieszczone jako znak szacunku dla papieża, trwało tydzień. No może dwa.
Oczywiście ofiar koronawirusa będzie wielokrotnie więcej. Ale nasz umysł to błyskawicznie wyprze. Taka nasza przypadłość. I jeśli tylko dostaniemy kilka chwil wytchnienia w postaci czystej sportowej rywalizacji, to oddamy się jej bez pamięci. Może nawet jeszcze mocniej niż dotychczas.
Aha, i na sam koniec najważniejsza myśl tego tekstu - ZOSTAŃ W DOMU!!!
Dawid Góra