Jeśli udałoby mu się zwyciężyć Raya Austina, to 6 grudnia stanąłby do walki o upragniony tytuł mistrza świata. Jego rywalem ma być Nikołaj Wałujew.
- Najpierw muszę wygrać z Austinem. Teraz myślę tylko o tej walce. Mam sparingpartnera, który ostro mnie goni po ringu. Trener Sam Collona dokłada swoje. Pracuję ciężko, bo wiem, że Austin to nie byle kto. Do walki już niedużo czasu, a przede mną sporo roboty - komentuje Andrzej Gołota.
- Austin to wielki Murzyn. Chce tak samo wygrać jak ja. Już kiedyś bił się o mistrzostwo świata, więc potrafi boksować. Wie, że jak przegra, to po nim. Ale ja mam większą motywację, bo jak go pokonam, to potem czeka na mnie Wałujew.
- Czuję się jakbym miał dwadzieścia lat mniej. Chyba jestem bardziej wyluzowany. Co miałem przegrać, to przegrałem. Czas wreszcie zdobyć prawdziwy pas. Don King dał mi piątą szansę na zdobycie mistrzostwa świata, bo może wie, że nie przegrałem ani z Ruizem, ani z Byrdem i chce bym wreszcie dostał to, co mi się należy. "Dziadek" obiecał mi walkę o mistrzostwo świata i dotrzymał tego. Teraz ja muszę tylko wyjść na ring i wygrać. Powiedziałem kiedyś, że tylko marzenie o mistrzowskim pasie trzyma mnie przy boksie. Wszyscy mi mówią: "rzuć to, idź na ryby". A ja nie chcę. Ryby to nuda. Wolę boks - kończy polski bokser.