Przez ostatni rok Daniel Andre Tande przeżył więcej niż niejeden zawodnik w trakcie swojej kariery. Norweg pokazał, że jest niesamowitym twardzielem. Nagrodą dla niego może być olimpijski medal w Pekinie.
Koszmar w Planicy
25 marca 2021 roku odbywały się treningi przed kończącymi sezon konkursami w Planicy. Największa skocznia świata działa na wyobraźnię. Ten obiekt widział już wiele koszmarnych wypadków.
Tuż po wybiciu Tande stracił panowanie nad nartami i przy prędkości ponad 100 km/h uderzył w twardy jak beton zeskok. Później bezwładnie zsunął się w dół. Wyglądało to koszmarnie (upadek Norwega możesz zobaczyć TUTAJ).
Był reanimowany. Gdy ustabilizowano jego funkcje życiowe, trafił do kliniki w Lublanie. Doznał złamania obojczyka, miał przebite płuco. Przebywał w śpiączce farmakologicznej. Co ważne - badania nie wykazały uszkodzeń mózgu.
- To była wina Daniela. Szybko rozłożył narty, a potem trochę się na nich oparł i stracił z nimi kontakt. Nie wydarzyło się nic innego, co mogłoby spowodować ten upadek - powiedział jego trener Alexander Stoeckl w rozmowie z "Bildem".
Walka o powrót
- Lekarze i cały personel medyczny opiekują się nim najlepiej, jak mogą. Jest traktowany jak król. Dziękujemy za wsparcie i skupiamy się teraz na umożliwieniu Danielowi powrotu do Norwegii - przekazały w oświadczeniu mama i dziewczyna skoczka.
"Nie pozbędziecie się mnie tak łatwo" - miał powiedzieć zaraz po wybudzeniu. Słowa dotrzymał. Jego stan szybko zaczął się poprawiać i mógł opuścić oddział intensywnej terapii.
W połowie kwietnia mógł wrócić do domu, aby tam rozpocząć walkę o powrót do sprawności. Nie wszystko szło jednak zgodnie z planem.
- Szybko się męczy. (…) Nie odczuwa bólu, ale niewiele trenuje. Prowadzi ćwiczenia techniczne i siłowe, aby zobaczyć, jak zareaguje na nie jego ciało. Stara się zachować spokój - tłumaczył trener Stoeckl w rozmowie z "Dagbladet".
Znów na skoczni
Był mocno zdeterminowany. Cały czas pozostawał w stałym kontakcie ze sztabem szkoleniowym i lekarzami. Wracał do formy. W czerwcu udzielił pierwszego wywiadu po upadku. Jego słowa mroziły krew w żyłach.
- Lekarze oszacowali, że byłem bez tętna przez dwie i pół do trzech minut. (…) Krwawienie (do mózgu - dop. MK) dotyczyło głównie lewej części. Gdyby doszło do dużego krwawienia, mógłbym obudzić się jako inna osoba - mówił "Hopplandslaget".
Z dnia wypadku nie pamiętał nic. Przyznał, że nie boi się powrotu na skocznię. Co więcej, nie mógł się go doczekać!
Gdy podczas Euro 2020 trwała walka o życie piłkarza Christiana Eriksena, zrozumiał, przez co przechodzili jego najbliżsi. - To było dziwne. Jakbym przeżywał retrospekcję. (…) Jeszcze lepiej zrozumiałem, przez co przechodzili moi koledzy z drużyny, moja rodzina - tłumaczył portalowi sport.tvp.pl.
Pięć miesięcy po tym, jak niemal stracił życie na skoczni, ponownie zasiadł na belce. "Zgadnijcie, kto wrócił" - pisał wtedy na Twitterze Norweski Związek Narciarski.
Październik 2021 - Tande wraca do Grand Prix
— Dominik Formela (@DominikFormela) February 9, 2022
Listopad 2021 - Tande wraca do Pucharu Świata
Grudzień 2021 - Tande wraca na podium Pucharu Świata
Styczeń 2022 - Przedłużająca się izolacja Tandego
Luty 2022 - Tande wymiata na treningach na olimpijskiej skoczni#skijumpingfamily https://t.co/MlahP666hR
Podium Pucharu Świata
W październiku startował już w zawodach Letniej Grand Prix, a miesiąc później wrócił do rywalizacji w Pucharze Świata. Nie trzeba było długo czekać, aby stanął na podium.
Zrobił to w Klingenthal. Przegrał tylko z Ryoyu Kobayashim, ale mówiło się tylko o nim. "Gość dosłownie wrócił z zaświatów", "sport pisze piękne historie", "to więcej niż zwycięstwo" - pisali eksperci.
Na wyczyn Tandego brakowało określeń. Od jego koszmarnego wypadku minęło niespełna dziewięć miesięcy. Wrócił w najlepszy możliwy sposób.
Izolacja
Urósł do miana jednego z faworytów do medalu igrzysk olimpijskich. Wtedy otrzymał kolejny bolesny cios - pozytywny wynik testu na koronawirusa. Wraz z Johannem Andre Forfangiem codziennie przechodził testy. Jego izolacja ciągnęła się w nieskończoność. Sytuacja zaczęła się mocno komplikować.
Opuścił konkurs na skoczni normalnej, nie zdążył. W końcu mógł jednak wybrać się do Pekinu. Forfang nie miał takiej możliwości.
Już pierwsze treningi na dużym obiekcie pokazały, że Tande może napisać kolejną niesamowitą historię. Skoki na 139, 133 i 132 metry zrobiły wrażenie. Jeżeli utrzyma taką dyspozycję, będzie faworytem do medalu.
Skoczek, który niespełna rok wcześniej stoczył ciężką walkę o życie, pokazał, że niemożliwe nie istnieje. Wywalczenie medalu olimpijskiego będzie dla niego najlepszą nagrodą za niesamowity hart ducha.
Konkurs indywidualny na dużej skoczni odbędzie się w sobotę, 12 lutego, o godz. 12:00 czasu polskiego. Dwa dni później o tej samej porze przeprowadzona zostanie jeszcze drużynówka.
Czytaj także:
- Mocne słowa polskiej skoczkini o kadrze. "To wszystko jest rozwalone"
- Po ceremonii otwarcia mówił o nim cały świat. Samoańczyk pisze historię igrzysk
ZOBACZ WIDEO: To może zadecydować o medalach w skokach. "Jedyny minus"