W skokach narciarskich dzieje się ostatnio wiele, ale takiego cyrku, jaki w poniedziałek obserwowaliśmy podczas olimpijskiej rywalizacji mikstów w skokach, nie było już dawno. Dyskwalifikacje skoczkiń posypały się jak z rękawa. Anulowano wyniki Japonki, Austriaczki, Niemki i dwóm Norweżkom.
Z powodu tylu dyskwalifikacji końcowe podium zawodów było sensacyjne. Wygrali główni faworyci Słoweńcy, a za nimi byli Rosjanie oraz... Kanadyjczycy. Na tych ostatnich, tuż przed konkursem, nie postawiłby nikt. Wyniki były sensacyjne, a w tym wszystkim boli najbardziej fakt, że tylu dyskwalifikacji rywali nie wykorzystała reprezentacja Polski.
Biało-Czerwoni nie mogli włączyć się do rywalizacji o medale, bowiem skoczkinie nawet od rywalek z Kanady czy Rosji dzieli przepaść. Kinga Rajda oraz Nicole Konderla skakały w granicach 70. i 80. metra. W takiej sytuacji na nic się zdały skoki pod 100. metr Dawida Kubackiego oraz Kamila Stocha. Skończyło się i tak dopiero 6. pozycją, a lepsze od naszej kadry okazały się drużyny Austrii i Japonii, mimo że do końcowej noty miały zaliczone siedem, a nie osiem skoków!
ZOBACZ WIDEO: Polak dokonał niemożliwego. Mateusz Sochowicz wystartuje na igrzyskach mimo fatalnego wypadku
- Łatwiej się nie da. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że my takiej okazji nie mogliśmy wykorzystać. Zobaczmy, jakie środki finansowe są na skoki w Polsce, a jakie w Kanadzie. I oni mają medal w mikście, a my nie mieliśmy - nawet przy tylu dyskwalifikacjach - żadnych szans na niego. Te zawody dobitnie pokazały, w jakim miejscu są polskie skoki narciarskie kobiet - mówi nam Jakub Kot, ekspert Eurosportu i trener skoków narciarskich.
Już po konkursie indywidualnym skoczkiń w Chinach, w którym żadnej Polki nie było w drugiej serii, pojawiły się głosy krytyczne pod adresem trenera kadry Łukasza Kruczka. Krytycy zarzucają szkoleniowcowi, że za jego kadencji zawodniczki nie tylko nie zrobiły postępu, ale jest jeszcze gorzej niż trzy lata temu, gdy na MŚ w Seefeld Polska też zajęła 6. miejsce w mikście, ale po znacznie bardziej wyrównanej walce.
Zdaniem Jakuba Kota sytuacja nie jest zero-jedynkowa i całej winy za stan polskich skoków narciarskich kobiet nie można zwalać tylko na szkoleniowca. - Wraz z Łukaszem Kruczkiem przyszły do skoków kobiet większe pieniądze z PZN. Jest fizjoterapeutka, są busy, dobre kombinezony. Nie można na nic narzekać. Łukasz wykonał ogromną pracę z dziewczynami, jeździł z nimi na mnóstwo zgrupowań i zawodów - zwrócił uwagę były skoczek.
- Szkoda mi Łukasza jako człowieka. Naprawdę zna się na skokach, to nie jest chłop wzięty z przypadku. Żyje skokami dzień i noc. Analizuje, wysyła plany treningowe, załatwia dla zawodniczek dodatkowe finansowanie i obozy. Zna języki, jest wysoko w strukturach FIS-u i jest w nich szanowany. Niestety wyniki z kadrą kobiet go nie bronią. Zamiast progresu, mamy regres - dodał nasz rozmówca.
Dlaczego zatem doświadczony już szkoleniowiec, który z polskimi skoczkami osiągnął spore sukcesy (m.in. dwa złote medale Kamila Stocha na IO w Soczi) nie był w stanie zrobić kroku do przodu ze skoczkiniami?
- Trochę jest tak, że z pustego i Salomon nie naleje. Trenuję młode skoczkinie i wiem, że nie ma wiele dziewczyn chętnych do treningów. Czasami grupa ma sześć zawodniczek, potem zostaną dwie, a na końcu okaże się, że tylko jedna ma talent - zdradził Jakub Kot.
- Do tego praca z kobietami to zupełnie co innego niż z mężczyznami. To zupełnie inne emocje, inna wrażliwość. Dziewczyny potrafią płakać na treningu, potem się śmiać. Uniknąć konfliktu w takiej grupie jest bardzo trudno. Wiemy, że atmosfera w polskim zespole nie jest najlepsza i są kłótnie. Z drugiej strony Kanadyjczycy, Austriacy czy Niemcy mają taką samą sytuację i tamtejsi trenerzy też muszą sobie z tym poradzić - dodał.
Po tym, co stało się na igrzyskach i w całym sezonie, ekspert Eurosportu proponuje przede wszystkim wspólne spotkanie.
- Będzie potrzebna burza mózgów. Trzeba usiąść do stołu i poważnie porozmawiać z trenerem, asystentem, prezesem i dyrektorem Adamem Małyszem. Zawodniczki też muszą być dopuszczone do głosu. Trzeba spróbować wyciągnąć z zespołu, co takiego się wydarzyło, że mimo zaangażowania dużych środków, progresu i sukcesu nie ma. Nie jestem jednak kompetentną osobą do tego, żeby powiedzieć teraz, że trzeba zwolnić trenera Kruczka. Sam jestem trenerem i wiem, jak trudna to sytuacja. To nie jest sytuacja zero-jedynkowa, że tylko trener jest winny. Po sezonie każdy musi uderzyć się w pierś.
Czytaj także:
Doleżal brutalnie szczery ws. Kubackiego
"Proszę to koniecznie opublikować". Dostaliśmy też zdjęcie