Chińczycy chcieli Polaka. "Chciałem być bliżej rodziców i syna"

Archiwum prywatne / Bartosz Bibrowicz / archiwum prywatne
Archiwum prywatne / Bartosz Bibrowicz / archiwum prywatne

Bartosz Bibrowicz zaraz po igrzyskach w Tokio miał propozycję pracy w Chinach. Ale odmówił. Chciał pomóc polskim zawodnikom i być bliżej rodziny. Dziś ocenia, co dzieje się w chińskim sporcie.

- Chińczycy dopiero mogą być potęgą w sportach zimowych, ale to wieloletni proces, który jeszcze potrwa. Są gospodarzami tegorocznych igrzysk, mają ogromną liczbowo kadrę, jednak wciąż sukcesami daleko im do Korei Południowej i Japonii - mówi Bartosz Bibrowicz, trener przygotowania motorycznego, który pracował z chińskimi reprezentacjami w siatkówce, judo i tenisie stołowym.

Cztery lata temu w Pjongczangu Chińczycy zdobyli 9 medali olimpijskich, ale tylko jeden złoty - na dystansie 500 m w short tracku zwyciężył Wu Dajing.

- W Korei Południowej wystawili 80-osobową reprezentację, w Pekinie mają dwa razy większą, ale czy to przełoży się na dwukrotny wzrost miejsc na podium? Mam wrażenie, choć teraz spoglądam na chiński sport już z dalszej, warszawskiej perspektywy, że wciąż trwają tam poszukiwania dyscyplin wiodących. Owszem, są takie, na które mocniej stawiają, jak narciarstwo dowolne, snowboard, łyżwiarstwo szybkie na krótkim i długim torze, łyżwiarstwo figurowe, lecz to nie zaspokaja ich ambicji - powiedział Bibrowicz, były współpracownik m.in. trenera siatkówki Raula Lozano.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus wpływa na igrzyska. Tracimy przez to szanse na sukces

Dla porównania, w 2018 roku Koreańczycy (z Południa) i Japończycy mieli po ok. 120-125 sportowców, a medali - odpowiednio - 17 i 13, w tym 5 i 4 z najcenniejszego kruszcu. Do chińskiej stolicy przyleciała liczbowo taka sama reprezentacja Japonii i o połowę mniejsza Korei Płd.

- Wciąż duże rezerwy są na etapie selekcji w całym chińskim sporcie. Nikogo nie trzeba przekonywać, że mają z kogo wybierać. Przy projekcie "Winter Olympics" potrafili przebranżowić kandydatów z wioślarstwa do biathlonu, z gimnastyki do snowboardu, a hokeistek szukać w Ameryce Północnej wśród zawodniczek z chińskimi korzeniami. Ponoć nie przeszkadzało im, że nie mówią po chińsku. Miałem okazję wielokrotnie rozmawiać z zameldowanymi na stałe w USA lub Kanadzie zawodniczkami grającymi dla reprezentacji Chin, z którymi porozumiewałem się wyłącznie po angielsku - dodał polski szkoleniowiec, który uczy się chińskiego. - Mistrzowsko opanowałem "chinglish", czyli angielski pomieszany z chińskim - zaznaczył.

Bartosz Bibrowicz nie ukrywa, że zaraz po igrzyskach w Tokio miał propozycję pracy w Chinach "na dużo wyższym stanowisku niż wcześniej", ale odmówił.

- Powrót do Polski i wsparcie naszego sportu było priorytetem, poza tym otrzymałem bardzo ciekawą i rozwojową ofertę od piłkarskiego mistrza Polski. Przyjąłem ją z wielką przyjemnością. Mam nadzieję, że olimpijskie wartości, międzynarodowe doświadczenie oraz etykę pracy będę mógł przekazywać i rozwijać w Polsce wśród trenerów oraz współpracowników. Chciałem być również bliżej rodziców i syna, kolejna rozłąka nie wchodziła w grę - uważa koordynator Athletic Performance w Legii Warszawa.

Bibrowicz, prezes Polskiego Stowarzyszenia Treningu Motorycznego, zwrócił uwagę na chińskie ośrodki przygotowań olimpijskich, podkreślając, że osobne są dla sportów letnich i zimowych.

- To potężne kompleksy, przy których polskie COS-y jawią się jako niewielkie, pojedyncze budynki. Chińczycy zorganizowali kilka odrębnych baz dla sportów lodowych i śniegowych. Znajdują się i w bliskiej odległości od Pekinu, i znacznie dalej, w rejonach górskich. Do poszczególnych dyscyplin posprowadzali trenerów m.in. z Niemiec, Austrii, Kanady i Stanów Zjednoczonych, zatrudnili specjalistów w zakresie badań, analiz, technologii itd.

Jego zdaniem, Chińczycy nie są jeszcze przygotowani na spektakularne sukcesy w zimowych dyscyplinach. Potrzebują jeszcze minimum dwóch cykli olimpijskich.

- Jest to proces. Pojedyncze osoby będą reprezentowały ten kraj w igrzyskach 2022 w narciarstwie alpejskim, kombinacji i skokach narciarskich, saneczkarstwie, skeletonie. Oczywiście są to wybitnie techniczne, trudne konkurencje, a Chinom zależy także na zwycięstwie wizerunkowym, tzn. przekonaniu mieszkańców do uprawiania rekreacyjnego poszczególnych dyscyplin, tych "łatwiejszych". Nie każdy będzie chciał jeździć setki kilometrów na stoki czy trasy biegowe, dlatego rozwiązaniem są obiekty sztucznie naśnieżane. Z tego co słyszałem popularnością cieszy się jazda na desce snowboardowej. Zobaczymy jak będzie wyglądać zmienianie mentalności i przyzwyczajeń na przykład mieszkańców Pekinu, gdzie opady śniegu są rzadkością - przyznał Bibrowicz, były medalista mistrzostw Polski w judo.

Polka nie została dopuszczona do swojej koronnej konkurencji! >>
Skandal w Pekinie. Zawodnicy oburzeni >>

Źródło artykułu: