Wojna zamiast igrzysk? Sportowcy boją się jechać do Pjongczangu

Getty Images / Na zdjęciu: Pjongczang
Getty Images / Na zdjęciu: Pjongczang

Podczas najbliższych zimowych igrzysk możemy nie zobaczyć wielu świetnych zawodników. Napięta sytuacja między Koreą Północną i USA powoduje, że niektóre reprezentacje boją się o swoich reprezentantów.

W tym artykule dowiesz się o:

Nie wiadomo, jak będzie wyglądać olimpiada w Korei Południowej Pjongczang 2018. Kim Dzong Un, przywódca sąsiada z północy, cały czas testuje cierpliwość Stanów Zjednoczonych. Donald Trump, prezydent USA, coraz ostrzej reaguje na prowokacje komunistycznego kraju. Przy okazji "oberwać" mogą sportowcy, którzy 9 lutego 2018 roku mają rozpocząć zmagania. Pjongczang leży jedynie 80 km od granicy z Koreą Płn.

Boją się wojny

Kim Dzong Un w ostatnich miesiącach sprawdzał pociski międzykontynentalne, wysyłał samoloty nad Japonię, a także przeprowadził próbę wybuchu bomby wodorowej na tyle mocnej, że doszło do trzęsienia ziemi. Nic dziwnego, że komitety olimpijskie Francji, Austrii i Niemiec biorą pod uwagę, że nie wyślą swoich sportowców na Półwysep Koreański.

- Nie mamy pewności, jak sytuacja się rozwinie. Jeśli nie dojdzie do poprawy bezpieczeństwa, nasi zawodnicy zostaną w kraju. Nie będziemy ryzykować - powiedziała francuska minister sportu, Laura Flessel.

ZOBACZ WIDEO: Efektowne wypłynięcie na pełne morze podczas startu Volvo Ocean Race w Alicante (WIDEO)

Nieobecność takich potęg w sportach zimowych jak trzy wyżej wymienione kraje byłaby mocnym ciosem. Międzynarodowy Komitet Olimpijski robi dobrą minę, wydając oświadczenia, że zawodnicy nie mają się czego bać, ale nikt się nie nabiera na puste deklaracje. MKOl przekonywał we wrześniu, że nikt nie bierze pod uwagę rezygnacji z udziału w igrzyskach. Po czym następnego dnia Karl Stoss, przewodniczący Austriackiego Komitetu Olimpijskiego, oświadcza, że jeśli sytuacja polityczna w Korei się nie uspokoi, Austriacy do Pjongczangu nie polecą.

Nie wszyscy mają takie obawy. Włosi, Holendrzy, kraje skandynawskie - normalnie przygotowują się do ZIO. - Martwi mnie, że niektóre kraje biorą pod uwagę rezygnację z igrzysk. My jedziemy do Korei - powiedziała Annika Standhall, szwedzka minister sportu.

Zginęło 115 osób

Rozwiązaniem byłoby zaproszenie sportowców z Korei Północnej, jednak na razie nie ma odzewu w tej sprawie. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy Kim Dzong Un pozwoli komukolwiek udać się za południową granicę. Byłby to jedynie gest, bowiem zawodnicy z komunistycznego kraju nie liczą się w sportach zimowych, ale MKOl. oferuje im dzikie karty, pokrycie kosztów podróży i zakwaterowania. Korea Płd. proponowała sąsiadom z północy wystawienie wspólnej reprezentacji w hokeju na lodzie czy ceremonii otwarcia, ale bez efektów.

Przywódca Korei bardziej zajęty jest walką - na razie w mediach - z USA. Minister spraw zagranicznych Korei Płn., Ri Jong Ho, grozi, że zestrzeli wszystkie amerykańskie samoloty, nawet jeśli będą poza powietrzną strefą Korei. W odpowiedzi Trump odpisał, żeby tak się nie burzył, bo zaraz jego i Kim Dzong Una zaraz może nie być. Już kiedyś mieliśmy podobną sytuację, kiedy z powodu wybuchu wojny nie udało się przeprowadzić igrzysk w 1940 i 1944 roku (kolejne odbyły się dopiero w 1948 roku). Niektórzy komentatorzy przekonują, że obecnie sytuacja nie jest tak poważna, jednak reakcja francuskiej minister sportu przekonuje, że niebezpieczeństwo jest realne.

Także kibice wiedzą swoje. Do tej pory sprzedano około 30 procent biletów na olimpijskie zawody. Władze Korei Południowej starają się promować IO, więc same wykupują wejściówki, żeby to lepiej wyglądało, ale tak źle bilety jeszcze się nigdy nie sprzedawały. Trochę spokoju do całego zamieszania wnoszą informacje o zachowaniu Chińczyków. Potężny kraj wysyła do Pjongczangu 40-osobową ekipę, która ma zbierać doświadczenia odnośnie organizacji zimowych igrzysk. Kolejna impreza odbędzie się w 2022 roku w Pekinie. Jak napisano w BBC, gdyby rzeczywiście zanosiło się na konflikt, Chińczycy w Korei by się prawdopodobnie nie pojawili.

Pesymiści przypominają sytuację przed 1988 rokiem i letnimi igrzyskami w Seulu. Obawiano się, że sąsiad z północy wysadzi ogromną tamę, żeby zalać stolicę Korei Płd., do czego nie doszło. Rok wcześniej miał miejsce zamach na samolot lecący z Bagdadu do Seulu. Dwaj agenci komunistycznego sąsiada podłożyli ładunki wybuchowe w Boeingu 707 linii Korean Air. Zginęło 115 osób. - Musimy pamiętać, że nieobliczalny komunistyczny reżim jest zdolny do wszystkiego - czytamy na stronach ESPN.

Źródło artykułu: