Polak uderzył w działaczy po starcie. Ujawnił kulisy

PAP / Na zdjęciu: Mateusz Rudyk
PAP / Na zdjęciu: Mateusz Rudyk

- Ten rok jest dla mnie równią pochyłą - powiedział Mateusz Rudyk po zajęciu 10. miejsca w konkurencji keirim w kolarstwie torowym na igrzyskach w Paryżu. Polak ujawnił też swoje problemy z powodu sytuacji Polskiego Związku Kolarskiego.

Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Świetny występ w ćwierćfinale dał nadzieje polskim kibicom, że Mateusz Rudyk powalczy o medal ostatniego dnia igrzysk olimpijskich w Paryżu. Nasz kolarz torowy nie zdołał jednak awansować do finału i ostatecznie zakończył rywalizację na 10. pozycji.

Po starcie 29-latek ujawnił, że już w ćwierćfinale odczuwał poważne zmęczenie i na walkę o finał zabrakło mu prostu sił.

- W półfinale nie było szans, bo moje nogi były już puste. Zabrakło mi pary. W ostatnim wyścigu też chciałem wygrać, ale nie było sił. Zabrakło argumentów - tłumaczył medalista mistrzostw świata i Europy.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Minorowe nastroje w polskich obozach. "Lekcja pokory, nie jest dobrze"

Dla Rudyka była to ostatnia szansa na medal w Paryżu - wcześniej zajął dobre, piąte miejsce w finale sprintu.

- Pokazałem, że jeżeli się chce, to można. Ale walka o medale to co innego, tu musi być wszystko dopięte na ostatni guzik. A u nas ktoś o tym guziku zapomniał - celnie skomentował nasz rodak, nawiązując do sytuacji kolarstwa torowego w Polsce.

Przypomnijmy, że od lat Polski Związek Kolarski znajdował się na skraju bankructwa. Od grudnia ubiegłego roku pracownicy nie otrzymali pensji, a reprezentanci kraju nie mieli żadnych pieniędzy na przygotowania do igrzysk.

- Ten rok jest dla mnie równią pochyłą. W styczniu zdobywam trzy medale mistrzostw Europy, a po powrocie dowiaduję się, że nie ma finansowania kolarstwa i kończymy wszystkie akcje. O wylocie do Australii dowiadujemy się na kilka dni przed, do Hongkongu nie lecimy. Żeby polecieć na Puchar Świata do Kanady musimy z trenerem biegać za pieniędzmi i prosić o kasę. Tak nie powinno być - ujawnił kulisy.

Jak zaznaczył, pojawił się na tegorocznych igrzyskach dzięki swojej determinacji, wsparciu klubu i sponsorów.

- Dzięki mojemu klubowi i sponsorom jestem tutaj, bo jestem jedynym sprinterem. Drużynie się nie udało, bo nie mieli wsparcia. Ale niestety, prywatnych ludzi nie stać na danie mi kilkuset tysięcy złotych na przygotowania. Ratowałem się jak mogłem, klub opłacał mojemu trenerowi zgrupowania, ale nie przeskoczymy wszystkiego. Bez pomocy ludzi wyżej to się nie uda - zaapelował.

Mimo fatalnej sytuacji finansowej związku Rudyk nie zamierza rezygnować z marzeń, chce też wystąpić na kolejnych igrzyskach.

- Jest to trudne, ale jestem walczakiem. I chcę walczyć o Los Angeles. Mam super sztab - trenera, fizjoterapeutów, mechaników. Ludzi, którzy się poświęcają i od kilku miesięcy nie dostają za swoją pracę pieniędzy. Często chciałbym powiedzieć dość, ale chcę pokazać, że mimo przeciwności losu można. Chcę być inspiracją dla młodych, bo jak będziemy narzekać, to żaden rodzic nie przyprowadzi swojego dziecka do sportu - zakończył.

Przypomnijmy, że tuż przed rozpoczęciem igrzysk w Paryżu Mateusz Rudyk został zawieszony przez Międzynarodową Federację Kolarstwa (UCI). Powód? W jego organizmie wykryto insulinę, co jednak nie jest niczym dziwnym, ponieważ jest chory na cukrzycę. Doszło do niedopatrzenia, jednak w ostatniej chwili Polak został odwieszony.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty