Aleksandra Mirosław, Klaudia Zwolińska, Julia Szeremeta, siatkarze, Daria Pikulik, Aleksandra Kałucka, szpadzistki, Iga Świątek, Natalia Kaczmarek oraz czwórka podwójna w wioślarstwie mężczyzn - sukcesy polskich sportowców podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu można policzyć na palcach obu rąk. W klasyfikacji medalowej zajęliśmy odległe miejsce, w piątej dziesiątce, za m.in. Azerbejdżanem, Algierią czy wyniszczoną wojną Ukrainą.
Przegraliśmy również z o wiele mniejszymi krajami europejskimi: Węgrami, Irlandczykami, Bułgarami czy Czechami. Powiedzmy sobie szczerze: jesteśmy piątym krajem pod względem liczby ludności (czyli potencjały ludzkiego) w Unii Europejskiej, a zajęliśmy... 16. pozycję, jeżeli chodzi o zdobyte medale.
Politycy już ostrzą zęby
Dlaczego jest tak źle? Z odpowiedzią z pewnością, jako pierwsi, ruszą politycy. Na nich zawsze można liczyć. W rytm olimpijskiego motta autorstwa Tomasza Fornala - "Dawać kur**! Napierd***** się z nimi!" - rzucą się do gardeł. Ci z PiS-u będą kpić, że to "wina Tuska", a ci z Platformy Obywatelskiej będą zrzucali odpowiedzialność na zaniedbania na osiem lat rządów prawicy.
ZOBACZ WIDEO: Polacy rozczarowani srebrem? "Jak wrócą do Polski, to zapomną o tym finale"
Zresztą, to już się dzieje. Jeszcze podczas IO minister sportu Sławomir Nitras oraz wtórujący mu premier Donald Tusk zapowiedzieli "rozliczenie ludzi, którzy w ostatnich latach odpowiadali za polski sport". W kontrze prezes PKOl - Radosław Piesiewicz - podkreślił, że odpowiedzialność ponosi ministerstwo, a on oczekuje zmian w prawie, by to właśnie komitet, na którego stoi czele, przejął całą władzę nad sportem. Ta zmiana - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - ma zwiększyć liczbę medali na kolejnych igrzyskach w tempie wzrostu wykładniczego.
Nie trzeba mieć nieograniczonej wyobraźni, by widzieć te wszystkie konferencje prasowe, na których padnie milion słów, ale zero konkretów. Zostawmy więc polityków.
Rusz tyłek z kanapy
Jak to możliwe, że prawie 40-milionowy kraj nie jest w stanie wychować więcej niż 10 medalistów olimpijskich, a niewiele liczniejsza Hiszpania ma ich prawie dwa razy więcej? Nie mówiąc o Belgii, w niej mieszka prawie 4 razy mniej ludzi niż w Polsce, a medali także zdobyli więcej. Można tak wyliczać i wyliczać.
Jeżeli wziąć pod uwagę miejsca punktowane (czyli pozycje od 1 do 8 w poszczególnych dyscyplinach) to zanotowaliśmy najgorszy start od 68 lat! 11 lat po zakończeniu II wojny światowej, kiedy odbudowywaliśmy ojczyznę ze zniszczeń i sport nie miał większego znaczenia, podczas IO w Melbourne (1956) zdobyliśmy niewiele mniej punktów niż w Paryżu. Wtedy nasza kadra liczyła 64 sportowców, dzisiaj - 211.
W czym jest więc problem? W nas. Tak, tak - powinniśmy zacząć od siebie. Odpowiedzmy sobie na pytanie: ile godzin w ostatnim tygodniu, miesiącu poświęciliśmy na spacer, jazdę na rowerze, bieganie, jakąkolwiek inną aktywność fizyczną. No właśnie...
Według badań Eurobarometru 65 proc. Polaków przyznaje, że w ogóle nie uprawia sportu. Nie podejmuje żadnej aktywności fizycznej. W Unii Europejskiej mniej ruszają się tylko dwie nacje: Portugalczycy i Grecy. To by się zgadzało, oba kraje zdobyły jeszcze mniej medali w Paryżu niż my. Portugalia - 4, Grecja - 8.
Grill vs góry
- Oszalał, próbuje nam wmówić, że od niedzielnego spaceru po parku zależy liczba medali olimpijskich - już "widzę" reakcję wielu z was. Dokładnie tak, zależy...
Były kolarz, obecnie socjolog i pomysłodawca Światowego Dnia Roweru - Leszek Sibilski - przesłał mi ostatnio link do krótkiej rozmowy z Cezarym Pazurą. Aktor wspomniał w niej, że kiedyś dyskutował ze swoim znajomym mieszkającym w Cieszynie. Zastanawiali się, jak to się dzieje, że Czesi mają tak mocny sport: ich hokej na lodzie to światowa czołówka, grają bardzo dobrze w piłkę, nie mówiąc już o tenisistach.
- I ten znajomy powiedział mi: jak przychodzi weekend, to Polacy jadą do sklepu, kupują piwo, mięso i wyciągają grilla, przy którym siedzą dwa dni. A Czesi? Widzę, to przez okno. Oni pakują do samochodów piłki, rowery, namioty i jadą do lasu, na łąkę, w końcu w góry. I przez dwa dni aktywnie spędzają czas - mniej więcej tak wspomina tę rozmowę Pazura.
Bądź wzorem dla swoich dzieci
Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by połączyć kropki. Im jesteśmy - jako dorośli - bardziej aktywni sportowo, tym lepszy dajemy przykład dzieciom i młodzieży. Jak córka/syn widzą rodziców, którzy codziennie poświęcają wolny czas na sport, a nie wielogodzinne wpatrywanie się w ekran telewizora czy smartfona, to jest większa szansa, że sami trafią w końcu do klubu piłkarskiego, kolarskiego czy wspinaczkowego.
I jasne, że nie każde z nich zostanie mistrzem olimpijskim. Ale tutaj działa zasada statystyki. Im większe grono dzieci-sportowców, tym większa szansa na wyłowienie przyszłych medalistów IO.
Żeby masowy sport przełożyć na sukcesy zawodowe potrzebny jest jeszcze jeden element układanki - dobre zarządzanie. Celowo nie piszę o pieniądzach, bo okazuje się, że te są. W 2015 roku wydawaliśmy na to około miliarda złotych rocznie, w 2023 zabudżetowaliśmy prawie 4 miliardy złotych. Potężny wzrost.
Leśne dziadki do wymiany
Problem w tym, że te pieniądze są często przepalane. No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że Daria Pikulik po swoim pierwszym starcie (w drugim zdobyła medal!) ze łzami w oczach mówiła, że do kwietnia nie miała roweru, na którym potem startowała w Paryżu, a dopiero dzień przed startem otrzymała kombinezon (TUTAJ przeczytasz więcej >>).
Nie popisali się również działacze Polskiego Związku Szermierczego, którzy nie chcieli do Paryża zabrać Aleksandry Jareckiej mimo że wypełniła wszelkie wymagania (pisaliśmy o tym TUTAJ >>). Dodam, że to właśnie dzięki fantastycznej postawie tej zawodniczki wywalczyliśmy w stolicy Francji brązowy medal.
Nie za ciekawie działo się również w ostatnich tygodniach wokół innych związków: zapaśniczego (afera związana ze sparingpartnerem Arkadiusza Kułynycza), lekkoatletycznego (Dawid Tomala publicznie zarzucił m.in. kolesiostwo i układy). Sportowcy postanowili - często przed kamerą telewizyjną - wylać swoje żale.
Minister Nitras zapowiedział strukturalne zmiany w zarządach związków sportowych. Chce by w ich zarządach zasiadło przynajmniej 30 procent kobiet. Idea godna rozważenia (choć jestem raczej przeciwnikiem urzędowego narzucania jakiegokolwiek parytetu), bo dzięki takiej zmianie władze polskiego sportu zostałyby "przewietrzone".
Problem w tym, że Nitras prowadzi wielką akcję promocyjną swojego pomysłu, a w pięcioosobowym kierownictwie resortu, który prowadzi jest... pięciu mężczyzn. W taki sposób polskiego sportu szybko nie zmienimy. A za cztery lata - tym razem w Los Angeles - czeka nas kolejny test.
Marek Bobakowski
dziennikarz WP SportoweFakty
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)