Zaledwie 46 sekund trwała walka Imane Khelif z Angelą Carini. Włoszka poddała się po jednym z ciosów, a sytuacja była szeroko komentowana. Pojawiły się wątpliwości, dlaczego pierwsza z wymienionych została dopuszczona do rywalizacji kobiet w boksie olimpijskim.
Algierkę oskarża się bowiem o bycie mężczyzną. Miała zostać wykluczona z zeszłorocznych mistrzostw świata ze względu na wysoki poziom testosteronu, ale otrzymała zielone światło na występ na tegorocznych igrzyskach olimpijskich. Cała sprawa nie jest jednak zero-jedynkowa (więcej TUTAJ).
W sobotnim ćwierćfinale Anna Luca Hamori przystąpi do walki z Khelif. Reprezentantka Węgier sprawiała wrażenie, że odcina się od medialnych spekulacji.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Oskarżyła Świątek o nieszczerość. "Collins miała problem sama ze sobą"
- Nie boję się. Nie obchodzą mnie historie w prasie ani media społecznościowe - zaznaczyła zawodniczka, cytowana przez "New York Times".
Następnie Hamori postanowiła nieco podgrzać atmosferę. Jej słowa z pewnością nie spodobają się Algierce.
- Jeśli ona lub on jest mężczyzną, to będzie dla mnie jeszcze większym zwycięstwem, jeśli wygram - wypaliła Hamori.
Przypomnijmy, że władze MKOl ekspresowo zareagowały na kontrowersje wokół Khelif. Organizacja opublikowała oficjalne oświadczenie dotyczące także Tajwanki Lin Yu-Ting.
"Te dwie zawodniczki padły ofiarą nagłej i arbitralnej decyzji IBA (Międzynarodowa Federacja Boksu - przyp. red.). Pod koniec Mistrzostw Świata IBA w 2023 roku zostały nagle zdyskwalifikowane bez należytego procesu. MKOl jest zasmucony z powodu nadużyć, jakie obecnie spotykają obie sportsmenki. Każda osoba ma prawo do uprawiania sportu bez dyskryminacji" - przekazano.
Czytaj więcej:
Szpilka bije się w pierś. Aż usunął swój kontrowersyjny wpis