Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
- Nie oszukujmy się, to ona była głównym czynnikiem braku awansu szpady kobiet do strefy medalowej na igrzyskach olimpijskich w Tokio - mówiło o Aleksandrze Jareckiej jedna z jej koleżanek z reprezentacji Polski. I to publicznie.
We wtorek odkupiła wszystkie swoje winy, jeśli w ogóle takie były. 28-letnia szpadzistka została bohaterką meczu o brązowy medal igrzysk olimpijskich w Paryżu. Jej spektakularna akcja na cztery sekundy przed końcem najpierw dała Polkom dogrywkę w starciu z Chinkami, a w niej to ona zadała decydujące uderzenie.
A przecież piszemy o zawodniczce, której tak naprawdę mogło tutaj nie być.
Awantura o skład na Paryż
- Przepisy, którymi kieruje się związek, są niepojęte. To się po prostu nie mieści w głowie - grzmi w rozmowie z WP SportoweFakty Radosław Zawrotniak, drużynowy wicemistrz olimpijski z Pekinu z 2008 roku, obecnie trener Jareckiej w KS AZS AWF Kraków.
To właśnie brak tej zawodniczki w pierwotnym składzie kadry na igrzyska wywołał burzę w polskiej szermierce i atak na decyzje PZSzerm. O co poszło? O wybór zawodniczek, które wystartowałyby w Paryżu indywidualnie. Takich miejsc były trzy. Pierwsze dwa były wręcz zarezerwowane dla Renaty Knapik-Miazgi i Alicji Klasik.
Nazwiska miał wskazać trener Bartłomiej Język. Jego kandydatki musiały zostać zatwierdzone przez dyrektora sportowego związku oraz zarząd związku. Jako trzecią zawodniczkę miał wybrać zajmującą trzecie miejsce w krajowym rankingu Jarecką, jednak po rozmowach z zarządem zmienił decyzję i wskazał na Swatowską-Węglarczyk.
Pominięcie Jareckiej, a także kolejne decyzje o tzw. "dogrywce" między nią a Ewą Trzebińską, rozpętały burzę w polskiej szermierce. Ostatecznie to 28-latka pojechała do Paryża i tam odbiła sobie wszystkie niepowodzenia.
Oskarżenia i przerwa
Za taki trzeba było przecież uznać występ szpadzistek na igrzyskach w Tokio. Zapowiadały walkę o medal, jednak przegrały już w ćwierćfinale z Estonkami. Jarecka również była częścią tamtego zespołu.
- To ona była głównym czynnikiem braku awansu szpady kobiet do strefy medalowej na igrzyskach olimpijskich w Tokio - powiedziała w czerwcu tego roku wspomniana wcześniej Trzebińska. Czy miała rację? Czy przeważał żal, że to nie ona znalazła się w kadrze na Paryż?
Tak czy inaczej, samo wspomnienie poprzednich igrzysk musiało być dla Jareckiej bolesne.
Po traumie w Japonii młoda szpadzistka zdecydowała się na przerwę macierzyńską i do startów wróciła dopiero w ubiegłym roku. I szybko doszła do bardzo wysokiej formy, na swoich pierwszych zawodach Pucharu Świata w Lucernie była trzecia.
Była jedna Wenta, będzie jedna Jarecka?
W rywalizacji o brązowy medal przeżyliśmy z Jarecką gigantyczne emocje. Dlaczego? W ostatnich sekundach meczu doszło do pomyłki sędziów przy liczeniu punktów. Gdy do końca pozostało mniej niż 5 sekund, nagle na tablicy pojawił się wynik korzystny dla Chinek.
Nasza ekipa zaprotestowała, bo wcześniej tablica wskazywała prowadzenie Biało-Czerwonych. Dlatego Jarecka walczyła inaczej, nie chciała atakować za wszelką cenę.
- Był błąd w liczeniu punktów, ale walka się toczyła dalej i nikt nie zareagował. Dlatego byłyśmy postawione w trudnej sytuacji. Ola myślała, że wygrywamy jednym punktem, trudna sytuacja - tłumaczyła Martyna Swatowska-Wenglarczyk.
Wynik utrzymano i Jarecka miała 4 sekundy na skuteczny atak. I udało się! A w dogrywce to ona zdobyła decydujący punkt, po czym padła na kolana.
- Stalowe nerwy? Nie, bardziej wspaniałe wsparcie dziewczyn z drużyny. Co miałam w głowie na 4 sekundy przed końcem? Wymyśliłam, co chcę zrobić, plan, w którym często trafiam. I trafiłam. Tak miało być, tak widocznie musiało się stać, żeby zdobyć brązowy medal - mówiła skromnie.
Na wielki sukces polskiej szpady w Paryżu wpływ miały wszystkie nasze zawodniczki. Jednak sama Jarecka nie może umniejszać swoich zasług - to jej moment!