Do incydentu z udziałem Any Caroliny Vieiry doszło 26 lipca, czyli w dniu otwarcia IO 2024 w Paryżu. Pływaczka nie zważała na konsekwencje, jakie może ponieść i wymknęła się ze swoim chłopakiem Gabrielem Santosem z wioski olimpijskiej (---> WIĘCEJ TUTAJ).
Opuszczenie tego terenu bez zezwolenia skutkowało... wyrzuceniem z igrzysk olimpijskich. To dość zaskakująca decyzja Brazylijskiej Konfederacji Sportów Wodnych (CBDA), zwłaszcza, że w przypadku jej partnera skończyło się jedynie na ostrzeżeniu.
- Zaufanie to podstawa. Nie bawimy się tutaj ani nie przyjechaliśmy na wakacje. Pracujemy tutaj dla kraju, dla 200 milionów podatników, którzy na nas pracują. Nie ma tutaj mowy o żartach - tłumaczył szef reprezentacji pływackiej Gustavo Otsuka.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Przemysław Babiarz zawieszony. "Obie strony powinny sobie podać ręce"
Dodatkowo Brazylijka miała kwestionować skład sztaferty w sposób "niewłaściwy i agresywny". - Ludzie zawsze muszą zachowywać się z szacunkiem i uprzejmością, a tak się nie stało, dlatego podjęliśmy taką decyzję - komentował Otsuka.
Teraz w mediach społecznościowych zabrała głos ukarana Ana Carolina Vieira, która podkreślała, że nie zrobiła nic złego. Poinformowała także, że zgłosiła również skargę o nękanie, którego padła ofiarą oraz przypadek molestowania w drużynie. Została jednak zignorowana.
- Moje rzeczy są w wiosce olimpijskiej. Na lotnisko pojechałam w szortach. Musiałam otworzyć walizkę na lotnisku. Lecę do Recife, a później do Sao Paulo. Jestem bezradna, nie miałam dostępu do niczego, nie mogłam z nikim porozmawiać - opowiadała na Instagramie.
I zapowiedziała: - Porozmawiam z moimi prawnikami. Obiecuję, że opowiem wszystko. Jestem smutna, zdenerwowana, ale mam spokój ducha, ponieważ wiem, kim jestem, wiem, jaki mam charakter i naturę.
---> Multimedalistka olimpijska stanęła w obronie Przemysława Babiarza. Tłumaczy, dlaczego