Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
- To dla nas bardzo bolesna przegrana. Co mogę więcej powiedzieć... To boli, bo wiemy, że mogłyśmy tutaj zdobyć medal - mówiła zapłakana Renata Knapik-Miazga. A Ewa Trzebińska dodawała jedynie:
- Płaczu u mnie nie było. Ale zaraz będzie.
ZOBACZ WIDEO: "Robi wrażenie". Docenia wyczyn Polki
I zamilkła na kilkanaście sekund.
Trzy lata temu na igrzyskach olimpijskich w Tokio polska drużyna szpadzistek miała wielką ochotę na medal. Nawet na złoty. Przekonywały, że ich drużyna, mającą być mieszanką doświadczenia z młodością jest na to gotowa. Niestety, w ćwierćfinale trafiły na bardzo mocne Estonki. I po jednej rywalizacji marzenia legły w gruzach.
Teraz ma być inaczej. I znów trudno im nie wierzyć.
Wielki sukces i duży problem
Ale jak można nie robić sobie nadziei, skoro nasze szpadzistki przyjechały do Paryża w glorii aktualnych mistrzyń świata? W listopadzie ubiegłego roku w Mediolanie Polki niespodziewanie wygrały złote medale, pokonując w finale faworyzowane Włoszki.
Bohaterką zespołu została Martyna Swatowska-Wenglarczyk, która w decydującym pojedynku wręcz rozbiła utytułowaną Rossellę Fiamingo, medalistkę olimpijską, aż 9:3.
Choć zostały mistrzyniami świata, kilka tygodni później podczas gali Plebiscytu "Przeglądu Sportowego" przekonywały, że ich sytuacja nie jest wcale kolorowa.
- Wszyscy ze sceny dziękowali sponsorom, a my nie, bo ich po prostu nie mamy - mówiła Swatowska-Wenglarczyk w wywiadzie dla TVP Sport podkreślając, że największym minusem jest właśnie brak finansowania.
Burza przed igrzyskami
Żeby to zmienić, medal olimpijski byłby najlepszym rozwiązaniem. Niestety, ostatnie tygodnie przed ogłoszeniem składu kadry na igrzyska były dla naszej drużyny niezwykle nerwowe. Powód? Nie do końca jasne zasady Polskiego Związku Szermierczego.
- Przepisy, którymi kieruje się związek, są niepojęte. To się po prostu nie mieści w głowie - grzmi w rozmowie z WP SportoweFakty Radosław Zawrotniak, drużynowy wicemistrz olimpijski z Pekinu z 2008 roku, obecnie trener szpadzistki Aleksandry Jareckiej w KS AZS AWF Kraków.
To właśnie brak tej zawodniczki w pierwotnym składzie kadry na igrzyska wywołał burzę w polskiej szermierce i atak na decyzje PZSzerm. O co poszło? O wybór zawodniczek, które wystartowałyby w Paryżu indywidualnie. Takich miejsc były trzy. Pierwsze dwa były wręcz zarezerwowane dla Renaty Knapik-Miazgi i Alicji Klasik.
Nazwiska miał wskazać trener Bartłomiej Język. Jego kandydatki musiały zostać zatwierdzone przez dyrektora sportowego związku oraz zarząd związku. Jako trzecią zawodniczkę miał wybrać zajmującą trzecie miejsce w krajowym rankingu Jarecką, jednak po rozmowach z zarządem zmienił decyzję i wskazał na Swatowską-Węglarczyk.
Pominięcie Jareckiej, a także kolejne decyzje o tzw. "dogrywce" między nią a Ewą Trzebińską, rozpętały burzę w polskiej szermierce. Według Zawrotniaka związkowe przepisy są niejasne, prowadzące do sporów i nadużyć. A Jarecka powinna być numerem trzy w kadrze, ponieważ jest przed Swatowską-Węglarczyk w krajowym rankingu.
Ostatecznie w rywalizacji indywidualnej w Paryżu wystartowała ta ostatnia, oprócz Knapik-Miazgi i Klasik. Najdalej dotarła ta ostatnia, która zakończyła udział w turnieju na 1/8 finału. Dwie pierwsze odpadły w 1/16. Do wywiadów po zawodach stanęła tylko Knapik-Miazga, która była ogromnie rozczarowana wynikiem i podobnie jak w Tokio mocno przeżywała porażkę.
Na przekór wszystkiemu
- Dzisiaj pozostanie mi już tylko godzenie się z tymi emocjami... - mówiła łamiącym się głosem doświadczona zawodniczka, jak donosił "Przegląd Sportowy Onet".
Atmosfera wydaje się być nerwowa, a całe zamieszanie związane ze składem na pewno nie pomogło w utrzymaniu dobrych relacji w zespole.
Czy w tym całym galimatiasie jest szansa na olimpijski sukces? Ubiegłoroczne mistrzynie globu rozpoczną od meczu z Amerykankami, którego stawką już będzie półfinał. Początek rywalizacji o godz. 13:30.