Chcemy, aby zniknął syndrom zamkniętej twierdzy - I część rozmowy z Januszem Biesiadą, prezesem Stoczniowca S.A.

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po ostatnim sezonie PLH, w Stoczniowcu Gdańsk nastąpiły spore zmiany. Powołano Spółkę Akcyjną, która będzie odpowiadała za hokejową sekcję seniorów. O bieżących sprawach spółki rozmawialiśmy z jej tymczasowym prezesem, Januszem Biesiadą.

Michał Gałęzewski: Co się zmieni w funkcjonowaniu sekcji hokeja na lodzie Stoczniowca Gdańsk??

Janusz Biesiada: Drużyna hokejowa, która bierze udział w rozgrywkach Polskiej Ligi Hokeja na Lodzie jest drużyną zawodową. Ustawodawca nakłada na kluby obowiązek, żeby sport profesjonalny był zorganizowany w ramach spółek kapitałowych. Tak jest w koszykówce, piłce nożnej, czy siatkówce. W związku z tym musimy to zrealizować. Po drugie chcemy w klubie wydzielić sport zawodowy od sportu dzieci i młodzieży. Oprócz drużyny grającej w PLH mamy sekcje short tracku, łyżwiarstwa figurowego, piłki siatkowej, a także zaplecze młodzieżowe hokeja. Powołana spółka ma zająć się tylko sprawami pierwszej drużyny. Reszta pozostanie bez zmian - klub będzie zajmował się sekcjami i grupami młodzieżowymi oraz Halą Olivia. Spółka będzie nazywała się Stoczniowiec Gdańsk S.A. Chcemy sprawdzić, czy hokej znajdzie sponsorów w większym zakresie niż dotychczas. Możliwości klubu się wyczerpały. Oczekiwania są większe. Wiadomo, że do wszystkiego potrzebne są pieniądze i idąc śladem piłkarskiej Lechii, Trefla i Wybrzeża, która też przekształciły się w spółkę. Droga jest słuszna. Czeka nas duża praca.

Jaka jest pańska rola w spółce?

- Moja rola jest taka, aby zorganizować spółkę, przygotować regulaminy, zarejestrować ją i ogłosić wraz z radą nadzorczą konkurs na nowego prezesa zarządu Stoczniowiec Gdańsk S.A. Taka informacja się ukazała i od zeszłego tygodnia jest na naszej stronie. Zainteresowanie jest, ale wszystko jest na etapie sondowania. Liczymy na to, że śladem Lechii, Trefla i Wybrzeża, władze miejskie z przychylnym okiem spojrzą na nowy podmiot. Tym bardziej, że po piłce nożnej i żużlu to hokej w Gdańsku przyciąga najwięcej kibiców. Poza ubiegłym sezonem mięliśmy najwyższą lub drugą frekwencję w polskim hokeju. Chodzi o absolutną profesjonalizację działań. Chcemy się otworzyć na zewnątrz, aby nie było to tak postrzegane, że Hala Olivia jest zamkniętą twierdzą. Spółka ma jasno określone działania.

Jak na tą chwilę wygląda sprawa kadrowa Stoczniowca?

- Mamy dobre podstawy sportowe. Zawodnicy, którzy w liczbie 18 stanowią o podstawie zespołu, to nasi wychowankowie. Trzeba dodać do tego obcokrajowców. W zależności od budżetu mamy sygnały, że nasi byli zawodnicy chcą wrócić do Gdańska. Może być więc ciekawy zespół. Najważniejsze, aby budżet był sensowny i zrobiony na dobrym poziomie. Mamy dobre zaplecze, bo zdobyliśmy Mistrzostwo Polski Juniorów i Wicemistrzostwo Polski na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży. To pewne prognostyki, że będziemy mięli zawodników na wybrzeżu dobrych. Chcemy, aby w 90% grali nasi wychowankowie i jest to ciągle realizowane. Świeża krew się jednak przyda. Nasi zawodnicy muszą robić postępy i mieć dobre wzorce. Z tym jest problem, aby starczył na to budżet.

Stoczniowiec od lat bazuje na wychowankach, jednak najlepsi odchodzą. Choćby w kadrze Polski są Drzewiecki, Łopuski, Csorich, do tego Bagiński, Urbanowicz... Czy wreszcie zawodnicy wybijający się nie będą odchodzić do zespołów, które mają mniejszą frekwencję od Stoczniowca?

- Są to uwarunkowania nie tylko gdańskie. Podobną drogę stosuje AZS Częstochowa w siatkówce. Grają w I lidze i grają w większości własnymi wychowankami. Skra Bełchatów w siatkówce, czy Cracovia w hokeju kupują zawodników, a jak podał przykład Cracovii, nawet kupując zawodników można przegrać Mistrzostwo Polski, co akurat dla polskiego hokeja jest pozytywnym zjawiskiem. Trzeba pamiętać o pozycja hokeja w Polsce. Nie jest to dyscyplina wiodąca, nasi zawodnicy od lat grają w środku I Dywizji i w przyszłym sezonie będzie podobnie. Gwiazdy polskiej ligi, to nie są gwiazdy europejskiego, czy światowego formatu. Nie widzę zawodników z Polski, którzy graliby w dobrych klubach europejskich. Kluby muszą coś z tym zrobić, bo hokej stanie się dyscypliną niszową. Można się odnieść do przykładu Lechii. Zaczęto robić z tego produkt przy pomocy miasta i taka jest droga dla gdańskiego hokeja i środowiska biznesowego. My jesteśmy w trudniejszej sytuacji, niż kluby na południu, bo najbliżej nas w PLH jest... Sosnowiec. To bariera istotna ze względu na finanse i na terminy rozgrywek. Aktualna sytuacja, to nowa historia dla hokeja gdańskiego. Klub obchodzi 40-lecie, a sam hokej pamiętam od połowy lat 70-ych. To kawał historii Gdańska i niewiele klubów ma taką historię. To droga absolutnie konieczna. Zapotrzebowanie na hokej jest, co pokazuje publiczność przychodząc na mecze. Jeżeli otrzyma coś nowszego, inaczej ułożonego, to może to przynieść sukces. Chcemy, aby zniknął syndrom zamkniętej twierdzy, bo nikt nie ma nic do ukrycia. Sukces łączy się z pieniędzmi i klub jako stowarzyszenie nie jest w stanie wygenerować takiego budżetu, żeby wspólne aspiracje kibiców, klubu i zawodników były zrealizowane. To próba większej profesjonalizacji działań.

Wiadomo, że z zespołu odeszli Vitek i Furo. Jak wygląda sprawa reszty zawodników?

- Po Mistrzostwach Świata będziemy rozmawiać z Jarkiem Rzeszutko. Pozostali zawodnicy mają ważne kontrakty. Baza zawodnicza jest, w tej chwili musimy mieć pieniądze na kilku zawodników, którzy mogą dołączyć do drużyny, aby funkcjonowała ona lepiej. Z tego co wiem w wielu klubach jeszcze są nieuregulowane sprawy finansowe. Ja się nie podpiszę pod taką sytuacją, że będą podpisane kontrakty bez pokrycia.

Nie ma obaw, że w wyścigu o zawodników, którym skończyły się kontrakty Stoczniowiec będzie z tyłu za innymi klubami?

- Hokej jest o tyle specyficzny, że w tej chwili za w miarę przyzwoite pieniądze można wynająć zawodników zagranicznych. Nie jestem tego zwolennikiem. Chciałbym, aby u nas grali nasi byli zawodnicy, jak Drzewiecki - bardzo charyzmatyczna postać, Urbanowicz, Łopuski i kilku innych.

Jest szansa na to, że wrócą?

- Na pewno chętnie by wrócili. To nie jest tak, że wszędzie indziej jest Ameryka, a w Gdańsku jest źle. Jak by porozmawiać z nimi, to pewnie też wiele ciekawego by powiedzieli na temat pobytu w Jastrzębiu, czy w Krakowie. Wszystko związane jest z pieniędzmi i finansowaniem drużyny. Nie może być tak, że zawodnik grający na dobrym poziomie zarabia 7 razy mniej od zawodnika sportowo lepszego. Wszystko jest dosyć trudne do poukładania. Potrzebny jest solidny budżet, co nie jest w przypadku hokeja tak wiele. Klub na pewno nie odżegnuje się od tego, aby pomóc finansowo i sprzętowo na tyle na ile nas stać. Chcemy też, aby doszli do klubu nowi ludzie. Nowe spojrzenie może spowodować bardzo dobry efekt. Chciałbym też prosić kibiców o akceptację działań. Trzeba zdawać sobie sprawę, że to bardzo trudne zadanie.

Jaki budżet jest potrzebny do tego, aby włączyć się do walki o medale?

- Według naszych wyliczeń, jest to budżet około 3 milionów złotych. W dobie kryzysu to pieniądze duże, jednak taki budżet jest potrzebny, aby solidnie poukładać drużynę. Razem ze sztabem trenerskim w drużynie musi być minimum 30 osób. W innych dyscyplinach jest ich troszkę mniej. Zrobiliśmy wstępny budżet i przy tych pieniądzach i potencjale, który jest w naszych wychowankach i następcach, którzy rosną, przy takim budżecie możliwe jest mocne zakotwiczenie w pierwszej czwórce.

Na drugą część rozmowy z Januszem Biesiadą, zapraszamy w piątek.

Źródło artykułu: