Latem Adam Bernat, prezes Zagłębia Sosnowiec, po raz kolejny przeprowadził rewolucję w składzie. Zespół opuściło przynajmniej dziesięciu zawodników, a podobna liczba zasiliła jego szeregi. Na stanowisku szkoleniowca również doszło do zmiany. Jana Vavreckę zastąpił Milan Skokan, który przed laty trenował swojego poprzednika.
Długo trwały negocjacje z Teddym Da Costą, który zwiedził kilka zagranicznych klubów. Testy wypadły jednak niezbyt pomyślnie i lider drużyny powrócił. To właśnie w jego osobie oraz Vladimirze Luce, Jarosławie Różańskim czy bramkarzu Tomaszu Rajskim pokładano wielkie nadzieje. Dzięki kilku hitom transferowym, sosnowiczanie byli uznawani przez ekspertów, jako ekipa, która może namieszać w dotychczasowym układzie sił. Zresztą taki był cel sternika, który od wielu sezonów marzy o medalu. Ostatni raz został zdobyty przecież przed dwudziestoma laty. A złoto ćwierć wieku temu.
Zagłębie rozpoczęło rozgrywki od porażki w wyjazdowym spotkaniu z Naprzodem Janów. Później było już tylko lepiej. Problemem była jednak niestabilna forma, która mocno rzutowała na wyniki. Hokeiści potrafili przegrać z ligowym średniakiem Sanokiem (4-8) po czym, po świetnym meczu, rozgromili mistrza kraju Cracovię (6-3) i wygrali z wicemistrzem GKS-em Tychy (4-3).
Pierwszy etap sezonu sosnowiczanie mogli zaliczyć do udanych. Po osiemnastu kolejkach zajmowali trzecie miejsce i tracili tylko jedno "oczko" do krakowian. To był jednak początek problemów. Klub miał coraz większe zaległości finansowe wobec zawodników. Ci zaczęli się buntować i nie zawsze chcieli wyjechać na lód. Sinusoida osiąganych przez nich wyników była ogromna. 0-7 z Cracovią, 9-1 z Naprzodem, 3-7 z Podhalem, 7-4 z Jastrzębiem, 4-1 z Tychami, 1-5 z Cracovią, 15-2 z Naprzodem, 3-6 z Podhalem doskonale obrazują ich postawę. Jak w takich warunkach, wytypować poprawnie wynik Zagłębia? Sztuka praktycznie niemożliwa.
Dzięki ostatniej wygranej, sosnowiczanie zapewnili sobie bonus w ewentualnym pojedynku w play-off z JKH GKS Jastrzębie. To spory handicap, ale zawodnicy muszą przede wszystkim ustabilizować formę, aby móc myśleć o wyższych celach. - Mamy spore braki kadrowe (kilku hokeistów jest kontuzjowanych, a sen z powiek trenera Skokana spędza ustawienie bloku defensywnego, gdyż w tej chwil ma do dyspozycji tylko czterech obrońców - przyp. red.). Liczymy, że do czasu najważniejszych meczów wszyscy zdążą się wykurować - mówi Tomasz Rajski, który zna receptę na osiągnięcie sukcesu.
- Musimy całą piątką bronić i atakować. Właśnie to było kluczem do zwycięstwa w pojedynku z JKH. Nie ważne czy ktoś jest napastnikiem, czy obrońcą. Podział ról w tym momencie nie ma znaczenia. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Dzięki temu możemy zajść naprawdę daleko - tłumaczy z optymizmem bramkarz Zagłębia.