Im bliżej było końca spotkania, tym bardziej nerwowy był trener JKH. Wojciech Matczak, który prawie całą swoją hokejową karierę spędził w Tychach oraz jako trener odniósł największy sukces w historii GKS-u, zdobywając pięć lat temu mistrzostwo Polski, kręcił się w boksie gości, nerwowo obgryzając paznokcie. W 52. minucie meczu mógł jednak odetchnąć. Po wzorowo wyprowadzonym kontrataku Jiri Zdenek i Pavel Zdrahal rozklepali tyskich obrońców i na tablicy pojawił się wynik 1:5. Stało się jasne, że tego meczu goście już nie przegrają.
Obrońcy GKS-u przez cały mecz zachowywali się jak dzieci we mgle. Trzeba przyznać, że trener Jan Vavrecka miał wyjątkowo trudny orzech do zgryzienia. Wobec plagi kontuzji, na obronie zagrali z konieczności napastnicy Paweł Banachewicz i Tomasz Proszkiewicz oraz młody Damian Matla.
Swojego dnia nie miał także bramkarz Arkadiusz Sobecki, obchodzący w dniu meczu trzydzieste urodziny. Zwykle po jego udanych interwencjach , z głośników rozbrzmiewa przebój Mr. Zoob Mój jest ten kawałek podłogi. Tym razem reprezentacyjny bramkarz nie pilnował swojej bramki tak jak pilnuje porządku w mieście pracując w Straży Miejskiej.
Przy bramce Grzegorza Piekarskiego na 2:0 nie tylko on nie zauważył krążka. Obrońca JKH wystrzelił petardę z linii niebieskiej w kierunku tyskiej bramki, a krążek zaplątał się gdzieś między siatką a metalową poprzeczką i dopiero, gdy sędzia Grzegorz Dzięciołowski pokazał, że padła bramka, goście zaczęli się cieszyć.
Przy trzeciej bramce, krążek po strzale Petra Lipiny, między parkanami Sobeckiego wtoczył się do bramki GKS-u. Pozostałe gole zawodnicy z Jastrzębia zdobywali z bliskiej odległości, a to wykorzystując błędy niedoświadczonych hokeistów GKS-u (przy bramce na 1:4 zagubił się Damian Matla ), a to z dziecinną łatwością, tuż przed nosem Sobeckiego, urządzając sobie konkurs na podania bez przyjęcia.
Tyszanie wyglądali na zagubionych, dobrze i szczęśliwie bronił w dodatku Kamil Kosowski. W 31 minucie zza bramki podawał Łukasz Sokół, a Tomasz Proszkiewicz uderzeniem po lodzie wreszcie znalazł sposób na bramkarza JKH. Gospodarze przyspieszyli i pod bramką gości co chwilę się kotłowało. Ale nastawieni na kontrataki podopieczni Matczaka grali mądrze i kolejnymi bramkami skutecznie osłabiali zapał tyszan.
GKS Tychy - JKH GKS Jastrzębie 2:6 (0:2, 1:1, 1:3)
0:1 - Maciej Urbanowicz (Sebastian Kowalówka) 10’
0:2 - Grzegorz Piekarski (Maciej Urbanowicz) 20’
0:3 - Petr Lipina (Pavel Zdrahal) 26’
1:3 - Tomasz Proszkiewicz (Łukasz Sokół, Robin Bacul) 31’
1:4 - Tomasz Pastryk (Arkadiusz Kąkol) 47’
1:5 - Pavel Zdrahal (Jiri Zdenek) 52’
2:5 - Sławomir Krzak (Radosław Galant) 54’
2:6 - Sebastian Kowalówka (Maciej Urbanowicz, Tomasz Mackiewicz) 60’
Składy:
GKS: Sobecki; Sokół- Matla, Mejka- Banachewicz, Proszkiewicz- Śmiełowski; Bacul- Parzyszek- Paciga, Krzak- Galant- Witecki, Wołkowicz- Bagiński- Woźnica, Gurazda- Makowiak- Matczak.
JKH: Kosowski; Wolf- Bryk, Piekarski- Dąbkowski, Górny- Pastryk; Lipina- Zdenek- Zdrahal, Urbanowicz- Kowalówka- Danieluk, Kulas- Kiełbasa- Kąkol oraz Lerch, Radwan, Mackiewicz, Szczurek.
Kary: GKS: 12 minut, JKH: 12 minut.
Sędziowali: Grzegorz Dzięciołowski, Patryk Kasprzyk, Marcin Polak.
Widzów: 1200.