Formuła 1 ciągle żyje atakiem rakietowym na rafinerię Aramco, który miał miejsce w ubiegły piątek, gdy kierowcy akurat rywalizowali w pierwszym treningu przed GP Arabii Saudyjskiej. Zakład należący do saudyjskiego giganta paliwowego oddalony jest o ledwie kilkanaście kilometrów od toru ulicznego w Dżuddzie.
Pomimo protestów kierowców F1 i długotrwałych dyskusji, weekend wyścigowy w Dżuddzie był kontynuowany. Jednak kierowcy wyrazili poważne wątpliwości, co do tego czy królowa motorsportu powinna wracać do Arabii Saudyjskiej w przyszłości. Wynika to z faktu, że tamtejsze władze od kilku lat zaangażowane są w wojnę domową w Jemenie, a kraj stanowi cel dla Ruchu Huti.
Jak poinformował motorsport.com, władze Arabii Saudyjskiej nie chcą jednak słyszeć o usunięciu z kalendarzu F1. Wieloletni kontrakt na organizację wyścigu i wysoka opłata licencyjna mają sprawiać, że taki temat nawet nie będzie dyskutowany.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodziewana scena na treningu Nadala. Co za gest!
Saudyjczycy chcą jednak na bieżąco informować szefów F1 i zespołów o podejmowanych środkach bezpieczeństwa, tak aby wszyscy czuli się bezpiecznie w Dżuddzie. Rząd miał obiecać Formule 1 wyciągnięcie wniosków z ostatnich wydarzeń.
- Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale jesteśmy otwarci na dyskusje z F1. Jesteśmy gotowi usiąść do stołu, zobaczyć jakie mamy problemy do rozwiązania, jakich gwarancji bezpieczeństwa potrzebuje F1. Jesteśmy tutaj po to, aby gościć królową motorsportu w najlepszy możliwy sposób - przekazał redakcji motorsport.com książę Abdulaziz Bin Turki Al-Faisal, minister sportu Arabii Saudyjskiej.
Wcześniej Formułę 1 krytykowano za organizację GP Arabii Saudyjskiej ze względu na powszechne łamanie praw człowieka w tym kraju. Atak rakietowy tylko pogłębił wątpliwości, czy kierowcy powinni rywalizować w takich państwach.
Saudyjczycy na tak stawiane pytania mają jednoznaczną odpowiedź. - Jesteśmy tu, bo mamy długoterminową umowę z F1 i to nie bez powodu. Wiemy, jaki kierunek zmian sobie wyznaczyliśmy i dokąd chcemy zmierzać. Chcemy się rozwijać wraz ze sportem. Wiemy, jak ważna jest F1 i chcemy być częścią społeczności międzynarodowej - zapewnił książę Al-Faisal.
- Chcemy, aby wszyscy przyjeżdżali do Arabii Saudyjskiej i czuli się tu bezpiecznie. Problemy z atakami niestety się zdarzają, ale niestety do takich sytuacji dochodzi na całym świecie. Musimy sobie z tym radzić w najlepszy możliwy sposób - dodał saudyjski minister sportu.
Czytaj także:
Nie tak to miało wyglądać. Rośnie frustracja George'a Russella
Przyjaciel Władimira Putina przemówił. Powstanie rosyjska F1?