W piątek Nicholas Latifi szybko zakończył udział w testach Formuły 1 w Bahrajnie. Kanadyjczyk pokonał ledwie dwanaście okrążeń, po czym jego bolid stanął w płomieniach. Jak się okazało, do pożaru doszło w tylnych hamulcach samochodu Williamsa. Następnie ogień rozprzestrzenił się na inne części pojazdu F1.
Chociaż pierwotnie Williams wierzył, że uda mu się powrócić na tor jeszcze tego samego dnia, to ostatecznie uszkodzenia w modelu FW44 okazały się zbyt poważne i brytyjska ekipa pozostała w garażu. To spory cios dla Brytyjczyków w kontekście przygotowania się do inauguracji sezonu 2022.
W późniejszej rozmowie z przedstawicielami mediów Jost Capito powiedział, że zespół zna przyczynę pożaru i wskazał, że jest to problem "proceduralny". Szef Williamsa nie chciał przy tym zdradzać więcej szczegółów.
ZOBACZ WIDEO: Poruszające sceny z kijowskiego metra. Ukraińców odwiedził mer miasta
- Myślę, że w 95 proc. jest dla nas jasne, co przyczyniło się do pożaru. Powiedzmy, że to kwestia procesu, który jest trochę zbyt skomplikowany i on doprowadził do błędu. Mała pomyłka, ale ze sporymi konsekwencjami - powiedział Capito, cytowany przez "The Race".
Niemiec uspokoił przy tym fanów Williamsa i zapewnił, że pożar nie ma nic wspólnego z projektem danej części. Nie powinien też powtórzyć się w przyszłości. - Przyczyna tego pożaru jest zbyt głupia, by o niej głośno mówić - zaznaczył Capito.
Piątkowe problemy kanadyjskiego kierowcy sprawiły, że ekipa z Grove postanowiła zrekompensować mu brak jazd w Bahrajnie. To właśnie Nicholas Latifi wyjechał na tor w sobotni poranek, w ostatnim dniu przedsezonowych testów F1. Natomiast po przerwie obiadowej za kierownicą FW44 usiądzie Alexander Albon.
- Skończą testy z taką samą liczbą okrążeń. Niemniej, ten problem będzie miał wpływ na nasze osiągi w pierwszych wyścigach. Straciliśmy przecież 1/6 przedsezonowych jazd - podsumował szef Williamsa.
Czytaj także:
Wojna mocno wpłynęła na F1. Skutek, którego nikt nie przewidział
Sankcje dotknęły kierowcę F1 z Rosji. "Nie powinno to nikogo dziwić"