Formuła 1 coraz mniej atrakcyjna. Alfa Romeo wyjątkiem potwierdzającym regułę

Materiały prasowe / Alfa Romeo Racing ORLEN / Na zdjęciu: Robert Kubica
Materiały prasowe / Alfa Romeo Racing ORLEN / Na zdjęciu: Robert Kubica

Alfa Romeo zostaje w F1, ale nadal będzie tylko sponsorem zespołu Sauber. To znak czasów. Coraz częściej firmy motoryzacyjne ciąć będą wydatki i Formuła 1 musi się na to przygotować. Nieprzypadkowo nie garną do niej żadni nowi producenci.

Alfa Romeo nadal będzie sponsorem zespołu Sauber w Formule 1, w którym rezerwowym jest Robert Kubica, co jest dobrą wiadomością dla Szwajcarów. Oznacza to, że ekipa z Hinwil nadal będzie mogła liczyć na ok. 30 mln dolarów rocznie.

Na polach startowych F1 ciągle będziemy oglądać bolidy promujące producenta motoryzacyjnego spod Mediolanu, ale jest to zupełnie inna formuła niż przed 70 laty, gdy Alfa Romeo była zespołem fabrycznym. Sam Sauber zresztą przywykł do pełnienia drugoplanowej roli, bo w latach 2006-2009 współpracował z BMW.

Tyle że wtedy Niemcy wykupili większość akcji Saubera, obsadzili stanowiska kierownicze swoimi ludźmi i podejmowali najważniejsze decyzje. Teraz Alfa Romeo jest tylko, albo aż sponsorem. Nie różni się pod tym względem od firm komputerowych, paliwowych czy innych, które promują się poprzez F1.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za zmiana! Mistrz olimpijski wygląda jak... Conor McGregor

Elektryfikacja samochodów zabija F1

Jak zauważył Mark Hughes w "Motorsport Magazine", takie zjawisko będziemy oglądać w F1 coraz częściej. Niedawno, przy okazji GP Austrii, doszło do spotkania ws. nowych silników w F1. Do istniejącego grona producentów (Mercedes, Ferrari, Renault) dołączyli tylko przedstawiciele grupy Volkswagen (Porsche, Audi).

Nie było żadnej marki z Japonii - Honda opuszcza F1 po sezonie 2021, Toyota byłaby zainteresowana F1 jedynie w przypadku postawienia na technologię wodorową. Próżno też szukać innych producentów, którzy niegdyś gościli w stawce (Ford, Jaguar, BMW) czy reprezentantów wschodzących marek (Kia, Hyundai).

"Świat motoryzacyjny się elektryzuje, coraz mniej jest uzasadnienia dla prac badawczo-rozwojowych w F1, która ciągle opierać się będzie na silniku spalinowym, nawet jeśli będzie on wspomagany elektrycznie i napędzany będzie paliwem syntetycznym" - zauważył Mark Hughes.

Problem F1 polega na tym, że duże firmy motoryzacyjne nie mają obecnie budżetów rozwojowych, w ramach których mogłyby przeznaczyć setki milinów dolarów na rozwój nowych silników. Nieprzypadkowo jednostki stosowane po sezonie 2024 będą mocno zbliżone do obecnych i w stawce pozostaną jedynie obecni producenci (Mercedes, Ferrari, Renault), być może wsparci jedną z marek Volkswagena.

Umowa Alfy Romeo znakiem czasów

Alfa Romeo pozostanie w F1 w najbliższych latach, ale będąc sponsorem tytularnym Saubera będzie wydawać jedynie ułamek tego, ile na królową motorsportu przeznacza zespół fabryczny. 25 mln dolarów nijak ma się do 400 mln dolarów, jakie jeszcze do niedawna potrafiły "wyrzucić" na F1 Mercedes czy Ferrari.

"Wkrótce wszelkie wydatki na F1 w branży motoryzacyjnej będą pochodzić z budżetów marketingowych, a nie z badań rozwojowych. Są to bowiem budżety krótkoterminowe i zacznie mniejsze" - ocenił Hughes.

Potwierdzeniem jego tezy mogą być ostatnie słowa Jeana-Philippe'a Imparato. Francuz, dyrektor generalny Alfy Romeo, nie jest wielkim orędownikiem motorsportu. Gdy jednak podliczył kwestie sponsoringu, to uznał, że za 25 mln dolarów rocznie Formuła 1 zapewnia jego marce najlepszą możliwą promocję. Żadna inna reklama nie byłaby tak skuteczna, jak dwa bolidy obecne na polach startowych F1.

Formuła 1 pod znakiem stagnacji

W najbliższych latach F1 nie grozi dołączenie do stawki nowych podmiotów. Należy oczekiwać, że w grze pozostanie Mercedes, który ze względu na unikalną strukturę właścicielską (po 33 proc. akcji należy do Toto Wolffa, grupy chemicznej Ineos oraz firmy motoryzacyjnej Daimler), potrafi nawet czerpać zyski z F1.

Z królowej motorsportu nie zrezygnuje też Ferrari, które jako jedyne jest obecne w stawce od początku historii F1. Włoska marka jest oznaką luksusu i prestiżu, przez co jej budżet jest "ekonomicznie wodoszczelny", jak określił to Hughes.

"Renault potrzebuje nowej F1, ograniczonej limitem wydatków, aby sprowadzić największe zespoły na swój poziom i spróbować dorównać im wydajnością. Za to Volkswagen wielokrotnie wyrażał zainteresowanie F1 w ostatnich latach, ale nigdy nie dał zielonego światła na dołączenie do stawki" - przypomniał Hughes.

Volkswagen może jednak pojawić się w F1 w roku 2025 jako partner Red Bull Racing. Obie strony podzielą się kosztami i każdy na tym zyska. Będzie to podobny sojusz do tego, jaki obecnie ma Alfa Romeo z Sauberem. W przyszłości takich będzie jeszcze więcej.

Czytaj także:
Mercedes naciskał na sędziów?
Raikkonen wzywa Alfę Romeo do pobudki