Ferrari, po tym jak zajęło ledwie szóste miejsce w Formule 1 w ubiegłym sezonie, co było najgorszym wynikiem od 40 lat, poprawiło swój bolid i zapowiadało w tym roku walkę o trzecią pozycję w klasyfikacji F1. Udany początek sezonu wskazywał na to, że Włosi są w stanie zrealizować ten cel.
Jednak ostatnio do głosu doszedł McLaren. Poprawki przywiezione do Austrii sprawiły, że Lando Norris stanął na podium na Red Bull Ringu, a Brytyjczycy uciekli głównemu rywalowi na dystans 19 punktów. Czy w tej sytuacji Ferrari zweryfikuje swoją decyzję i wróci do rozwijania obecnego bolidu?
- Nie sądzę - odparł Mattia Binotto, którego cytuje agencja GNN. Szef Ferrari nie uważa przy tym, aby rywalizacja o najniższy stopień podium w F1 była już rozstrzygnięta.
ZOBACZ WIDEO: Bardzo gorące igrzyska w Tokio. "I tak będę musiała wystartować"
- Wynik naszej bitwy nie zależy od rozwoju bolidów, a bardziej od charakterystyki torów, na których przyjdzie nam rywalizować. McLaren wywarł dobre wrażenie w Austrii, spisał się lepiej niż my, ale to się może zmienić na innym obiekcie. Nadal uważam, że walka jest otwarta - dodał Binotto.
Trzecie miejsce w klasyfikacji F1 to, oprócz prestiżu, również dodatkowe miliony z tortu finansowego. Jednak Binotto nie przejmuje się tym, że jego zespół może stracić swoją szansę. Dla Włocha kluczowe jest to, by Ferrari jak najlepiej przygotowało się do rewolucji technicznej w F1 w sezonie 2022. Wtedy ekipę mają interesować głównie zwycięstwa.
- Dla nas pokonanie McLarena i trzecie miejsce w klasyfikacji konstruktorów F1 nie jest priorytetem. Tak naprawdę od dłuższego czasu koncentrujemy się wyłącznie na przyszłorocznym bolidzie - podsumował.
Czytaj także:
Nie żyje jedna z legend F1. "Walczył z chorobą niczym mistrz"
Inwestycja Ferrari warta fortunę gotowa