Chyba nawet sam Lawrence Stroll nie potrafi zliczyć kwot, jakie wydał na to, aby jego syn Lance startował w Formule 1. Zaczęło się od finansowania jego występów w niższych kategoriach wyścigowych i ściągania do ekip Kanadyjczyka najlepszych inżynierów. Samo przekonanie Williamsa do zakontraktowania młodego kierowcy miało go kosztować ponad 50 mln dolarów.
Później były kolejne inwestycje - Stroll otrzymał starszy bolid, by mógł uczyć się F1. Aż w połowie 2018 roku ojciec z myślą o nim kupił upadające Force India, po czym przemianował je na Racing Point. Na bazie tego zespołu w sezonie 2021 po ponad 60 latach przerwy do F1 wraca Aston Martin. To efekt tego, że 61-letni miliarder nabył spory pakiet akcji brytyjskiego producenta samochodów.
Nowy sezon F1. Cel Aston Martina - zacząć pojawiać się na podium
Stroll nie mógł wybrać lepszego zespołu na swoją inwestycję. Jeszcze jako Force India ekipa z Silverstone potrafiła meldować się na czwartym miejscu w klasyfikacji F1, i to mając niewielki budżet i długi. Zapewniając inżynierom odpowiednie wsparcie finansowe, kanadyjski miliarder może dość łatwo dogonić czołówkę.
ZOBACZ WIDEO: Marcin Gortat wskazał kolejnego Polaka w NBA? "Nie będzie miał łatwo. Dużo się jeszcze może zmienić"
Pokazał to już zeszły sezon - Sergio Perez potrafił wygrać wyścig o GP Sakhir, Lance Stroll wywalczył pole position, a sam zespół bardzo często był trzecią siłą w stawce. To m.in. zasługa zacieśnienia relacji z Mercedesem, za co oczywiście zapłacił Stroll. Zmiana brandu na Aston Martin sprawia, że relacje z Niemcami będą jeszcze bliższe. Dość powiedzieć, że producent ze Stuttgartu kupił pakiet akcji brytyjskiej firmy.
Kanadyjczyk w zeszłym roku podjął jedną ryzykowną decyzję. Wypowiedział ważną umowę Sergio Pereza, który z ekipą z Silverstone był związany od wielu sezonów, by zrobić miejsce dla Sebastiana Vettela. Stroll uznał, że czterokrotny mistrz świata F1 będzie idealnym ambasadorem tak kultowej marki jak Aston Martin, a swoim doświadczeniem wzmocni ekipę inżynierów w Silverstone.
Ruch miliardera z Kanady może się jednak zakończyć niepowodzeniem. Wprawdzie Perez nie ma na swoim koncie tytułów mistrzowskich i głośnego nazwiska, ale zapracował na renomę bardzo utalentowanego kierowcy. Tymczasem Vettel od kilku lat notuje coraz gorsze wyniki. Dość powiedzieć, że ubiegły rok skończył na 13. miejscu w F1. Czy zmiana pracodawcy odmieni karierę 33-latka z Niemiec?
Kierowcy - Sebastian Vettel i Lance Stroll
Sebastian Vettel ma za sobą dwa trudne lata w Ferrari, gdzie do defensywy zepchnął go Charles Leclerc. Dla wątpiących w Niemca było to potwierdzenie, że mimo czterech tytułów mistrzowskich, nie należy od najlepszych kierowców w stawce. Za Vettelem od lat ciągnie się bowiem opinia zawodnika, który potrafi odnosić jedynie zwycięstwa w dominującym bolidzie. Tak było przecież w Red Bull Racing w latach 2010-2013.
W Aston Martinie niemiecki kierowca ma szansę zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Bolid AMR21 powinien być bardziej konkurencyjny niż ubiegłoroczne Ferrari, stąd też Vettelowi łatwiej będzie o miejsca w czołówce, a być może nawet na podium F1.
No i najważniejsze, Stroll nie jest dla niego takim zagrożeniem, jakim w Ferrari był Leclerc. Młody Kanadyjczyk ma się uczyć u boku bardziej doświadczonego Niemca. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Prognoza na nowy sezon - 4. miejsce
W zeszłym roku ekipa z Silverstone, jeszcze jako Racing Point, przegrała o włos walkę o najniższym stopień podium F1. Czy w tym roku Aston Martin poprawi to osiągnięcie? Nie jest to takie oczywiste. Sojusz z Mercedesem gwarantuje zespołowi, że AMR21 będzie konkurencyjnym bolidem, ale konkurencja nie śpi.
Warto pamiętać, że McLaren, który w zeszłym roku był trzeci w klasyfikacji F1, właśnie przeszedł na silniki Mercedesa, więc również przystąpi wzmocniony do sezonu 2021. Powodzenie misji Aston Martina w dużym stopniu uzależnione będzie od wyników Vettela. Czy Niemiec okaże się lepszy niż Perez? Czas pokaże.
Czytaj także:
Chiński kapitał w Williamsie?
Rozbrajająca szczerość Fernando Alonso