Nastroje przed rozpoczynającym się sezonem Formuły 1? Chyba niepewne. Żaden z kierowców, jak w każdej aktualnie profesjonalnej dyscyplinie, nie ma pewności czy z wyścigu na wyścig nie zostanie odsunięty po pozytywnym wyniku testu na obecność koronawirusa.
A propos testów, już tych samochodowych można powiedzieć, że pewna nadzieja w Bahrajnie była widoczna. Ta nadzieja to Red Bull Racing. Chodzi oczywiście o przełamanie monotonnej serii zwycięstw Mercedesa, która w takiej skali jak obserwowaliśmy to w ostatnich latach, chyba już nie jest dobra dla sportu.
Red Bull rzeczywiście wyglądał mocno, ale na ile było to wymierne, musi pokazać już pierwszy wyścig. Trzeba też pamiętać, że tegoroczne testy były inne. Po pierwsze, krótkie - raptem 1,5 dnia dla jednego kierowcy, co wyraźnie penalizowało debiutantów oraz zawodników zmieniających. Po drugie, odbyły się na krótko przed inauguracją sezonu. Po trzecie, na tym samym torze, na którym rozegrany zostanie pierwszy wyścig.
ZOBACZ WIDEO: Marcin Gortat wystąpił o obywatelstwo USA. "Byłbym głupi, gdybym tego nie zrobił"
Jednak i tak nie miałem przekonania do jakże ochoczo stosowanych przez Toto Wolffa zabiegów maskujących w początkowej fazie sezonu faktyczny potencjał nowego bolidu Mercedesa. Kilka bardzo ciekawych zdań powiedział ostatnio właśnie na temat transparentności i kreowanego wizerunku pełnej bezstronności wewnątrz teamu Valtteri Bottas przywołując przykry dla niego start w Soczi w 2018 roku.
Fin powiedział dokładnie to, co podskórnie czuło wielu, a mianowicie, że nikt z szefostwa zespołu nie przyzna się do team orders, do podziału na kierowcę numer jeden i dwa, ale są to fakty dla całej ekipy niemal oczywiste. Nie chcę mówić o hipokryzji, ale traktuję wypowiedzi Wolffa o równorzędności kierowców, braku polityki w zespole z pewną dozą dystansu.
Wracając do testów, do ich lokalizacji miałem pewne obiekcje. Pustynna aura nie przekładała się na możliwość zbierania dużej ilości danych przez teamy. W Red Bullu zatem wiele osób pokłada nadzieje, a wydaje się, że i sam zespół podchodzi do sezonu ze sporym optymizmem. Mam wrażenie, że niemało frustracji wiązało się z osiągami Alexandra Albona w zeszłym sezonie. Zespół na pewnym etapie otwarcie o tym mówił. W pewnym sensie przerzucał wręcz na Albona ewentualne niedociągnięcia technologiczne w stosunku do Mercedesa.
Miałem czasem wrażenie, że tą retoryką teamu karmiony jest również sam Max Verstappen, mówiący o tym, że Mercedes w przeciwieństwie do Red Bulla ma dwóch, równorzędnych kierowców, co zdecydowanie wzbogaca możliwości strategiczne w trakcie wyścigu. No cóż, nie powiem żeby Sergio Perez miał narzekać na niski poziom presji, ale też chyba nie jest najsłabszym psychicznie kierowcą w stawce.
Swoją drogą to ewenement w tradycji i polityce kadrowej Red Bulla. Zespół powołując w 2006 Toro Rosso oraz rozbudowując własny program juniorski był w pewnym sensie prekursorem zapewniania sobie topowych kierowców na relatywnie wczesnym etapie ich kariery. Perez jest spoza tego grona i właśnie w trakcie testów w Bahrajnie na ten temat się wypowiadał.
Mówił, że jest to spełnienie jego marzeń, a nawet więcej, ponieważ wchodząc do F1 miał świadomość, że Red Bull jest jedynym zespołem, na który nigdy nie będzie miał szans, niezależnie od wyników. Tam po prostu droga jest zamknięta dla wąskiej grupy wcześniej zakontraktowanych kierowców. Guru do spraw doboru zawodników, przez wiele lat nieomylny Helmut Marko jednak musiał rozpętać małą burzę chaosem, który zapanował chociażby przy sprawie Albona i Gasly'ego.
Ostatecznie postawiono na tego pierwszego i to okazało się decyzją... co najmniej kontrowersyjną, z kolei Gasly relegowany do Alpha Tauri wygrał dla zespołu drugi w ich historii wyścig. Mam wrażenie, że po tych wydarzeniach decyzja odejścia od sztywnego sugerowania się programem juniorskim, tylko po prostu zakontraktowania najlepszego, dostępnego w danym momencie na rynku kierowcy zapadła jednoosobowo na samej górze.
Szanse Red Bulla wydają mi się kluczowe dla scenariusza aktualnego sezonu, ponieważ dla przykładu Ferrari wyglądało przed i w trakcie testów jak zacięta płyta - wciąż grająca tę samą muzykę. Ileż to bowiem już razy słyszeliśmy przed sezonem o kluczowych zmianach organizacyjnych i kadrowych, które mają umożliwić tak długo oczekiwany przez włoskich tifosi przełom? To już niemal tradycja i właśnie dlatego nie oczekuję po tych wypowiedziach zbyt wielu szokujących wyników, a szkoda bo choćby dla Carlosa Sainza byłaby to spora szansa.
Tak więc, może tym razem słowa Toto Wolffa, wychwalające najbliższą konkurencję nie okażą się kolejną zasłoną dymną, ale będą miały nieco proroczy charakter. Niektóre detale mogą taki scenariusz sugerować, jak choćby błąd Hamiltona w końcówce testów, czy problemy ze skrzynią biegów Bottasa. Oby. Na równorzędną rywalizację dwóch czołowych zespołów fani F1 czekają już dobre kilka lat.
Warto dodać, że w nadchodzącym sezonie ciekawa będzie nie tylko walka o zwycięstwa. Jest kilku debiutantów, jak Mazepin, Schumacher czy Tsunoda, a niektóre z tych nazwisk brzmią bardzo znajomo, prawda? Są też "quasi debiutanci", jak powracający Alonso. Są również stare teamy w nowych barwach jak Alpine. Ciekawe jak ta grupa poradzi sobie na tle ugruntowanej stawki F1, chociaż umiejscowienie dwóch debiutantów jednocześnie w nie najmocniejszym przecież teamie jest dość oryginalną strategią.
A oprócz tego? No cóż, na pewno świat Formuły 1 będzie uboższy po odejściu Murray Walkera. Jego osobowość, a przede wszystkim głos to dla wielu fanów tej dyscypliny po prostu kwintesencja F1.
Jarosław Wierczuk
Czytaj także:
Były kierowca F1 bliski śmierci z powodu COVID-19
Robert Kubica doczeka się następcy?