Wielu czarnoskórych sportowców w Stanach Zjednoczonych rozpoczęło w tym tygodniu protesty, po tym jak doszło do postrzelenia Jacoba Blake'a. Strzał w kierunku nieuzbrojonego mężczyzny oddał funkcjonariusz policji z Kenoshy w stanie Wisconsin.
Tym samym w Stanach Zjednoczonych rozpoczęły się manifestacje na tle rasowym, podobne do tych jakie miały miejsce przed paroma miesiącami po zabójstwie czarnoskórego George'a Floyda. Odwołano też mecze w NBA, WNBA, MLB i MLS, bo czarnoskórzy sportowcy zaczęli wspierać walkę o prawa mniejszości.
W Formule 1 jedynym czarnoskórym kierowcą jest Lewis Hamilton. Brytyjczyk od początku sezonu 2020 mocno angażuje świat F1 do walki z rasizmem i to dzięki niemu podczas każdego wyścigu odbywa się krótka ceremonia, w trakcie którego reprezentanci F1 mogą okazać swój sprzeciw dla nietolerancji. Hamilton wielokrotnie okazywał też wsparcie ruchowi Black Lives Matter.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Płaci podatki, dlatego dostał dziką kartę
- To niewiarygodne, co wiele osób ze świata sportu w Stanach Zjednoczonych robi dla walki z rasizmem. Dotyczy do też osób ze środowiska, chociażby komentatorów. Tak wielu ludzi popiera sportowców i naciska na zmianę. Szkoda, że mimo wszystko nie ma tam większej reakcji - powiedział Hamilton przed GP Belgii, którego cytuje "Motorsport".
Kierowca Mercedesa podkreślił, że nie zamierza bojkotować GP Belgii, by zwrócić uwagę na konieczność walki z rasizmem. - Mówimy o USA, o protestach w tym kraju. Nie wiem czy robienie czegoś podobnego przyniesie skutek w F1. W końcu jesteśmy w Belgii. Nie rozmawiałem o tym z nikim, ale jestem dumny z innych sportowców na świecie. Jestem z nimi zjednoczony i robię, co mogę w tutejszym środowisku - dodał aktualny mistrz świata F1.
- Nie wiem jakby to było, gdybym nie pojechał w wyścigu. Ten pewnie by się odbył. Jednak spróbuję porozmawiać z F1, aby zobaczyć, co jeszcze możemy zrobić, aby zwiększyć świadomość ludzi na temat walki z rasizmem. Uważam, że wszyscy jako sportowcy powinniśmy się wspierać, walczyć o równość - stwierdził Hamilton.
Również Daniel Ricciardo zwrócił uwagę na fakt, że kierowcy F1 będą musieli we własnym gronie omówić to, co ostatnio wydarzyło się w Stanach Zjednoczonych i odpowiednio zareagować.
- Musimy porozmawiać jako grupa ludzi, jako kierowcy. Może przyda się jakaś burza mózgów. To, co się dzieje, jest druzgocące. Nie czytam jakoś intensywnie wiadomości, ale gdy to robię, zwłaszcza w obecnych czasach, to kręcę głową z niedowierzaniem. Jak niektóre zdarzenia mogą mieć w ogóle miejsce? To rozsadza mój umysł - powiedział kierowca Renault.
- Jeśli jest coś, co możemy zrobić, to na pewno to zrobimy. Najpierw jednak musimy to dobrze przedyskutować - dodał Ricciardo.
Czytaj także:
Briatore o problemach ze zdrowiem: Koronawirus? To tylko zapalenie prostaty
Nico Hulkenberg blisko Haasa