F1. Mick Schumacher jedyną nadzieją Niemców. Przy okazji może pokrzyżować plany Roberta Kubicy

Twitter / Ferrari / Na zdjęciu: Mick Schumacher
Twitter / Ferrari / Na zdjęciu: Mick Schumacher

Michael Schumacher, Sebastian Vettel i Nico Rosberg - w ostatnich latach zdobyli oni 10 z 20 tytułów w F1, a w przyszłym roku Niemcy mogą nie mieć ani jednego kierowcy w F1. Sytuację może uratować Mick Schumacher, co wpłynie na losy Roberta Kubicy.

Michael Schumacher w roku 2000 zaczął swoją zwycięską erę z Ferrari. Niemiec zdobył pięć tytułów mistrza świata Formuły 1 z rzędu, a już wcześniej zdołał dwukrotnie sięgnąć po czempionat. Tak narodziła się legenda "Schumiego", za sprawą którego miliony Niemców co dwa tygodnie siadały w niedzielę przed telewizorami.

W tamtym okresie firmy bardzo chętnie angażowały się w motorsport, a sukcesy Schumachera sprawiły, że każdy chciał być jak on. W efekcie tory kartingowe zaczęły przeżywać oblężenie, firmy z Niemiec chętnie promowały się poprzez F1. Kraj doczekał się następców wielkiego mistrza - jego śladami poszli Sebastian Vettel i Nico Rosberg. Na naszych oczach jesteśmy jednak świadkami końca pewnego cyklu.

Nikt nie wszedł w buty Michaela Schumachera

Gdy Michael Schumacher sięgał po swój ostatni tytuł w roku 2004, w stawce F1 było czterech Niemców. Jednak jego sukcesy sprawiły, że w kolejnych sezonach ich liczba rosła. W szczytowym momencie, jaki przypadł na sezon 2010, na polach startowych znalazło się siedmiu reprezentantów naszych zachodnich sąsiadów.

ZOBACZ WIDEO: Nowe zasady bezpieczeństwa zabiją "cieszynki" po bramkach? Kownacki: Nie wszystkiego da się przestrzegać

Rok 2010 to szczególny moment dla Niemców, bo wtedy Schumacher wrócił do rywalizacji po trzyletniej przerwie jako kierowca Mercedesa. Tyle że był to mało udany "comeback". Dość powiedzieć, że "Schumi" nie wygrał ani jednego wyścigu dla ekipy z Brackley.

W tym samym okresie Sebastian Vettel zaczął triumfować wraz z Red Bull Racing. Niemieckie media szybko nazwały go "baby Schumacher", choć jemu samemu to określenie nigdy się nie podobało i walczył z nim przy każdej okazji. Vettel, mimo zdobycia czterech tytułów mistrzowskich, nigdy nie porwał tłumów i nie zdobył takiej popularności jak jego rodak.

Gdy skończyła się dominacja Vettela, jeden tytuł do "niemieckiej" kolekcji dołożył Nico Rosberg. Tyle że on też nie mógł porwać tłumów. Mistrzostwo zdobył poniekąd dzięki wpadkom Lewisa Hamiltona, a dominacja Mercedesa była wtedy tak duża, że żadni inni kierowcy nie liczyli się w stawce. Dość powiedzieć, że Rosberg przestraszony rozmiarem swojego sukcesu zakończył karierę po sezonie 2016.

Formuła 1 coraz mniej niemiecka

Efekt jest taki, że choć Niemcy zdobyli 10 z 20 ostatnich tytułów mistrzowskich, to w roku 2021 mogą nie mieć ani jednego kierowcy na polach startowych. Po raz ostatni taka sytuacja miała miejsce w roku 1991, a więc blisko 30 lat temu. Wszystko uzależnione jest od decyzji Sebastiana Vettela, który po odejściu z Ferrari może zakończyć karierę.

Na naszych oczach Formuła 1 staje się coraz mniej niemiecka. Od lat nie oglądamy w niej BMW, które wycofało się z rywalizacji w roku 2009 wskutek kryzysu finansowego. Z tego samego powodu ze stawką pożegnała się Toyota, bo choć formalnie był to japoński zespół, to swoją siedzibę i tunel aerodynamiczny posiadał w Niemczech, a całe kierownictwo pochodziło z tego kraju.

- W Formule 1 zawsze były momenty, w których dana nacja była bardzo silna. Niemcy mieli swój złoty okres, który z pewnością wywołał mój brat. W pewnym momencie wszystko w naszym kraju kręciło się wokół F1 - marketing, telewizja, itd. To się zmieniło. Już tak nie jest - powiedział ostatnio w Sport1 Ralf Schumacher, młodszy brat Michaela.

Podczas gdy niemiecki przemysł mocno oparty jest na motoryzacji, producenci samochodów z Niemiec stronią od F1. Głównie z powodu kosztów. Honoru broni jedynie Mercedes, a i tak nie wiadomo czy wkrótce nie opuści F1. Volkswagen, Audi, Porsche, Opel (formalnie należy już do francuskiej grupy PSA) - żadna z tych firm nawet nie przymierza się do królowej motorsportu.

- W Niemczech motorsport ma problemy. I to co najmniej od ośmiu lat. Zaczyna się to wszystko od kartingu. Praktycznie nie ma już u nas torów, niewielu ściga się na gokartach. Jeśli nikt nie sadzi ziaren, to niech potem sę nie dziwi, że nie wyrastają mu drzewa - ocenił Schumacher.

To wszystko doprowadziło do tego, że obecnie Niemcy nie mają nawet swojego wyścigu w kalendarzu F1. W dobie sukcesów Schumachera byłoby to nie do pomyślenia. Rundę na Hockenheim w roku 2019 uratował Mercedes, który został sponsorem tytularnym imprezy i połączył ją z obchodami 125-lecia działalności w motorsporcie. Gdy środków ze Stuttgartu zabrakło, wyścig po prostu wypadł z terminarza.

Nadzieja znów w Schumacherach

- Dla fanów F1 w Niemczech to byłby dramat, gdyby zabrakło naszego kierowcy. Dla Vettela sytuacja jest trudna, bo nie ma wolnych miejsc w konkurencyjnych zespołach. Gdybyśmy nie mieli Niemca w F1, to wpłynęłoby na zainteresowanie tym sportem i liczbę widzów przed telewizorami - skomentował w "Rheinische Post" Timo Glock, były kierowca Toyoty w F1, a obecnie reprezentant BMW w DTM.

Jeśli przejrzymy niższe serie wyścigowe, to nawet trudno znaleźć talent czystej wody, o którym można by napisać, że ma świetlaną przyszłość w F1. Mick Schumacher znajduje się w Formule 2 i akademii Ferrari, ale zawdzięcza to głównie głośnemu nazwisku.

- Mick pokazał, że umie się ścigać. Gdyby było inaczej, nie zostałby mistrzem Formuły 3. Debiutancki sezon w Formule 2 miał dość udany, notował dobre wyniki, nawet wygrał wyścig. Teraz czeka go drugi rok w F2. Niekoniecznie musi zdobyć tytuł, ale musi być w pierwszej piątce, a najlepiej trójce. Nie można jednak wywierać na nim zbyt dużej presji - stwierdził Ralf Schumacher.

Młodszy z braci Schumacherów sam dba teraz o rozwój kariery swojego syna. David podpisał kontrakt na starty w Formule 3 w sezonie 2020. - Byłoby fajnie, gdybyśmy znów mieli dwóch Schumacherów w F1. Byłbym bardzo szczęśliwy widząc ich obu na torze - stwierdził w "Koelner Express" Willi Weber, były menedżer Michaela i Ralfa Schumachera.

Dlatego kibice Roberta Kubicy nie powinni się zdziwić, jeśli w roku 2021 ewentualne miejsce w Alfie Romeo otrzyma właśnie Mick Schumacher, a umieści go tam Ferrari, do czego Włosi mają prawo na podstawie umowy o współpracy podpisanej ze stajnią z Hinwil. Z punktu widzenia F1, posiadanie w stawce Niemca niż Polaka jest znacznie cenniejsze.

Czytaj także:
Spór o umiejętności Roberta Kubicy i Kimiego Raikkonena
Fernando Alonso miał podpisać przedwstępną umowę

Komentarze (0)