F1. 70. urodziny królowej motorsportu. Zmieniła się nie do poznania przez lata i znów musi to zrobić, by przetrwać

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: Lewis Hamilton celebrujący wygraną na Silverstone
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: Lewis Hamilton celebrujący wygraną na Silverstone

13 maja 1950 roku - to właśnie tego dnia odbył się pierwszy wyścig Formuły 1. Od tego momentu kierowcy stawali na polach startowych już ponad tysiąc razy, a sama Formuła 1 stała się marką globalną. Przyciąga miliony kibiców i ogromne pieniądze.

W tym artykule dowiesz się o:

Silverstone, lotnisko wojskowe z czasów II wojny światowej - to miejsce narodzin Formuły 1. O ile jej początek datuje się na rok 1950, to jako pierwszy w tym miejscu zaczął się ścigać Maurice Geoghegen. W roku 1947 miał on wykorzystać nieczynny obiekt, by sprawdzić możliwości swojego samochodu - Frazera Nasha. Gdy powiedział o tym kolegom podczas wizyty w pubie, zrodziła się idea cyklicznego organizowania wyścigów na Silverstone.

Przed II wojną światową Wielka Brytania miała dwa obiekty, na których odbywały się wyścigi - Brooklands oraz Donington Park. Zostały one jednak wykorzystane do działań wojennych i bezpośrednio po ogłoszeniu pokoju nie można z nich było korzystać. W ten sposób szansę dostało Silverstone.

Kolebka Formuły 1

Silverstone przez wielu nazywane jest "kolebką Formuły 1". Gdy w roku 1948 przedstawiciele brytyjskiej federacji wizytowali obiekt, nie mogli sądzić, że zapisze się on w historii F1. "Szary, deszczowy dzień. Na lotnisku wiał zimny wiatr. Miejsce sprawiało wrażenie opuszczonego, ale to było lepsze niż nic" - pisał w swoich wspomnieniach dziennikarz Rodney Walkerley, które cytował "Motorsport".

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Mistrz olimpijski jest strażakiem. Zbigniew Bródka opowiedział o pracy w czasach zarazy

Pierwsze wyścigi, jeszcze zanim oficjalnie powstała F1, potrafiły przyciągnąć na Silverstone ponad 100 tys. osób i samochody różnej maści. Po dwóch latach nieoficjalnego ścigania, FIA ogłosiła powstanie oficjalnych mistrzostw świata. Tak zrodziła się Formuła 1. Silverstone inaugurowało nowy cykl, a impreza dostała tytuł Grand Prix Europy. Na tor przyjechali nawet król Jerzy VI oraz królowa Elżbieta, by nadać odpowiedni prestiż imprezie.

Pierwszy sezon F1 liczył siedem rund. Wprawdzie zgłoszeń było więcej, ale kandydatury takich państw jak Argentyna, Holandia czy Hiszpania zostały odrzucone. FIA uznała, że terminarz złożony z siedmiu wyścigów jest wystarczający. Punkty na mecie otrzymywało ledwie pięciu kierowców.

Nierówny asfalt, drut kolczasty i słupy w pasie bezpieczeństwa

Gdyby młodzi kibice albo kierowcy F1 zobaczyli zdjęcia z Silverstone z roku 1950, z przerażenia chwyciliby się za głowy. Minęło ledwie pięć lat od zakończenia działań wojennych. Obiekt w wielu miejscach nadal przypominał gruzowisko. Zniszczone budynki, nierówny i popękany asfalt oraz drut kolczasty były elementem charakterystycznym ówczesnego Silverstone.

Brytyjski związek na pierwszą modernizację przeznaczył 22 tys. funtów. Kwotę oszacowano bazując na tym, ile udało się zarobić z biletów w roku 1949. Wtedy zgarnięto 17 667 funtów. Pula nagród dla kierowców wynosiła 1,75 tys. funtów, a 150 funtów wydano na puchary dla zwycięzców.

Te kwoty warto zestawić z tymi, jakie obecnie wydaje się na Formułę 1. Najlepiej opłacany kierowca, Lewis Hamilton, zgarnia rocznie ok. 40 mln funtów i żąda kolejnej podwyżki, a największe zespoły potrafią wydać ok. 350 mln funtów na sezon. Obiekty rozrosły się na tyle, że ich remonty wymagają milionowych inwestycji. Obecnie nikt nie wyobraża sobie rywalizacji na popękanym asfalcie, ustawienia słupów w pasie bezpieczeństwa czy drutu kolczastego na płocie okalającym nitkę wyścigową.

Ferrari to Formuła 1

Przez lata F1 zmieniła się nie do poznania. Zwiększyły się budżety, poprawiło się bezpieczeństwo, ale jedno pozostało niezmienne. Od pierwszego roku w królowej motorsportu oglądamy Ferrari. Nie oznacza to jednak, że Włosi wystąpili we wszystkich wyścigach.

Niewielkie kwoty, jakie były do zarobienia na Silverstone w roku 1950, nie skusiły Włochów z Ferrari. W efekcie nie wybrali się oni w podróż na Wyspy. Skorzystała na tym Alfa Romeo, która może się szczycić tym, że wygrała pierwszy w historii wyścig F1. Za jej kierownicą dokonał tego Giuseppe Farina, późniejszy mistrz świata.

Ferrari, mimo wielu kryzysów w swojej historii, ani na moment nie opuściło królowej motorsportu. Ostatni tytuł mistrzowski wśród kierowców wywalczyło w roku 2007, wśród konstruktorów - 2008. Mimo to, zostaje najbardziej utytułowanym konstruktorem w historii. Łącznie na swoim koncie ma aż 31 mistrzostw świata.

- Nie jestem w stanie sobie wyobrazić F1 bez Ferrari. Formuła 1 to Ferrari, a Ferrari to Formuła 1. Może kiedyś opuszczą ten świat, ale nie potrafię nawet o tym myśleć - powiedział ostatnio w "Il Giornale" Bernie Ecclestone, wieloletni szef F1.

Mr Formuła 1

Kto wie, gdzie znalazłaby się Formuła 1 i czy właśnie świętowałaby 70-lecie, gdyby nie właśnie Bernie Ecclestone. 89-latek dorobił się nawet pseudonimu "Mr Formuła 1". W końcu szefował jej przez cztery dekady, odważnymi decyzjami pchał ją do przodu. Aż w końcu uczynił z niej markę globalną, zarabiającą miliardy funtów.

Mało kto pamięta, że Ecclestone zaczynał karierę w motorsporcie od roli zawodnika. O ile okazał się być fatalnym kierowcą, bo nawet nie przebił się w Formule 3, o tyle menedżerem okazał się być świetnym. Po przerwaniu kariery był taki moment, gdy zaczął sprzedawać nieruchomości. F1 sobie jednak o nim przypomniała i po latach można powiedzieć - tyle dobrze.

Ecclestone działał w F1 na różne sposoby. Był menedżerem kierowców, właścicielem zespołów, aż w końcu założył Formula One Constructors Association. To był punkt zwrotny dla F1, bo FOCA z czasem przejęła kontrolę nad F1. Ecclestone w imieniu zespołów negocjował kontrakty telewizyjne, sponsorskie. To on ustalał ile pieniędzy dostaną zespoły, a ile przelane zostanie na kona FIA.

W pogoni za pieniądzem był w stanie zrobić wszystko. Rozbudował kalendarz F1 do ponad 20 wyścigów na sezon, podpisywał umowy z dyktatorami i lubił się z nimi prezentować na trybunach, zaczął organizować zawody przy sztucznym świetle.

Gdy Ecclestone zakładał FOCA zapowiadał, że to zespoły przejmą kontrolę nad F1, ale też z czasem doprowadził do tego, że giganci spod znaku Mercedesa czy Ferrari zyskali taką przewagę, że zdominowali rywalizację w F1. Nie był w stanie się im sprzeciwić, bo to oznaczałoby odejście niektórych wielkich producentów, a wraz z nimi milionów funtów. To na oczach Ecclestone'a przestała istnieć F1 w dawnym wydaniu, w której zespoły zatrudniały ledwie kilkanaście osób i były w stanie konstruować pojazdy w starych, drewnianych szopach.

Formuła 1 u progu zmian

- Kwoty, jakie wydają teraz zespoły F1 są absolutnie szalone. W F1 jednak zawsze były ekipy bogate i biedne. Gdy zarządzałem Brabhamem, wcale nie byliśmy najbogatsi w stawce. Ferrari miało trzy-cztery razy więcej gotówki niż my czy Lotus. Tymczasem to my albo Lotus wygrywaliśmy mistrzostwa. Teraz jest inaczej - powiedział ostatnio Ecclestone.

89-latek przedstawił główną bolączkę obecnej F1 - małe zespoły nawet nie mają szans na walkę o podium. Dlatego w dniu 70. urodzin Formuła 1 myśli nad tym, w jaki sposób się zrestrukturyzować. Liberty Media, amerykańska spółka która przejęła F1 od Ecclestone'a w roku 2017, próbuje zreformować królową motorsportu.

Zadanie nie jest łatwe, bo takie firmy jak Mercedes czy Ferrari przywykły do przywilejów, do otrzymywania wyższych nagród finansowych. Dość powiedzieć, że Włosi od lat posiadają prawo weta, które pozwala im blokować niekorzystne dla siebie zmiany. Tak jak przez lata Ferrari straszyło Ecclestone'a i konkurencję użyciem weta, tak robi to teraz Amerykanom.

Liberty Media ma jednak sprzymierzeńca - nazywa się on koronawirus. Z jednej strony dotknął on finansowo ekipy F1, ale z drugiej uzmysłowił im, że konieczne jest cięcie wydatków, że nie trzeba przesiadywać setek godzin w symulatorze, tracić całych dni na prace w tunelu aerodynamicznym. Obecnie F1 potrafi wydawać miliony na to, by samochód przyspieszył na torze o 0,1 s. Wkrótce to się jednak skończy, bo inaczej F1 nie przetrwa.

W roku 2021 w F1 zacznie obowiązywać limit wydatków w wysokości 145 mln dolarów na sezon. W kolejnych latach ma on być stopniowo obniżany. W sezonie 2022 zobaczymy zaś zupełnie nowe pojazdy, które zostaną opracowane według nowych wytycznych. Formuła 1 pracowała nad nimi przez wiele miesięcy i mocno ograniczyła szarą strefę w przepisach. Dzięki temu stawka ma się bardziej wyrównać. Na to liczą kibice.

Czytaj także:
Co decyzja Vettela oznacza dla Kubicy? Ruszyła machina transferowa
Mercedes nie mówi "nie". Rozważy transfer Vettela

Komentarze (1)
avatar
Iwan Tadeusz
13.05.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
No proszę, siedemdziesiąt lat. Przyznam się, że nigdy nie myślałem, że ten sport ma tyle lat.