Jeśli Formuła 1 rozpocznie rywalizację w lipcu, to jest spora nadzieja, że już na początku miesiąca kierowcy będą rywalizować na torze Red Bull Ring w Spielbergu. Firma produkująca napoje energetyczne chce bowiem, aby Grand Prix Austrii doszło zgodnie z planem, mimo obecnej pandemii koronawirusa.
Wydaje się, że pomysł zyskał już poparcie władz kraju. - Nie jestem odpowiedzialny za podjęcie decyzji w tej kwestii, ale dla mnie zorganizowanie Grand Prix Austrii w lipcu jest możliwe. Jeśli zespoły F1 będą gotowe, to da się to zrobić - powiedział austriacki minister sportu Werner Kogler w "Kleine Zeitung".
Jedynym wyjściem, aby zorganizować Grand Prix Austrii w lipcu będzie niewpuszczenie kibiców na trybuny Red Bull Ringu. Firma spod znaku "czerwonego byka" jest w stanie to zrobić, bo posiada ogromne zaplecze finansowe. Dlatego poniesienie strat przy organizacji wyścigu F1 nie stanowi dla niej problemu.
ZOBACZ WIDEO: Nasz dziennikarz na pierwszym froncie walki z koronawirusem. "To staje się rutyną"
Nie tak dawno osoby związane z Red Bullem twierdziły nawet, że są w stanie zorganizować dwa wyścigi F1 w ciągu roku. Ten drugi miałby się odbyć na odwróconej nitce toru, tak by utrudnić zadanie kierowcom i zapewnić większe emocje fanom.
- To bardzo ambitny plan ze strony Austriaków. Red Bull mocno się w to zaangażował. Byłbym szczęśliwy, gdyby to się udało. Nie wiem jednak jak to się ma do obecnej sytuacji i czy można pozwolić na takie wyścigi - skomentował w RTL Christian Danner, były kierowca F1.
Do tej pory w historii F1 ani jeden wyścig nie odbył się bez udziału publiczności. Koronawirus może zatem doprowadzić do niespotykanego wcześniej precedensu. Niektórzy promotorzy nie wyobrażają sobie jednak organizowania rundy F1 bez kibiców na trybunach. Oznacza to bowiem dla nich milionowe straty finansowe.
Czytaj także:
Zespoły DTM mierzą się z kryzysem
Stirling Moss miał zostać dentystą. Wspomnienie legendy F1