W zeszłym roku rywale twierdzili, że Ferrari łamie przepisy techniczne w zakresie budowy silnika, co ostatecznie skończyło się kilkoma protestami i wysyłaniem donosów do FIA. Pod koniec sezonu federacja wydała nawet specjalne dyrektywy techniczne, które ograniczyły swobodę przy konstrukcji jednostki. Od tego momentu zaczął się też gorszy okres Ferrari w F1.
- Myślę, że FIA nie ma specjalistycznej wiedzy z fabryk zespołów. Dlatego bardzo ważne było, abyśmy mieli jasność, co do przepisów na rok 2020 - wytłumaczył w RTL Christian Horner, szef Red Bull Racing, który najmocniej protestował ws. Ferrari.
Czytaj także: Koronawirus coraz większym zagrożeniem dla GP Chin
Włosi kilkukrotnie zaprzeczali, by łamali przepisy F1. Pod koniec sezonu Mattia Binotto starł się nawet słownie z Christianem Hornerem, mając mu za złe ciągłe oskarżenia o oszustwa. Szefów "czerwonych byków" te tłumaczenia nie przekonały.
- Silnik Ferrari korzystał z szarej strefy w przepisach i nic z tym nie robiono. Wzrost wydajności na prostych w ich silniku był rażący. Tyle że tylko na wybranych okrążeniach. Zakładam, że takie rzeczy nie będą się już dziać w tym roku - dodał Helmut Marko, doradca Red Bulla ds. motorsportu.
Czytaj także: Robert Kubica nie trafi do fabrycznego BMW
Red Bull dał jednak jasno do zrozumienia, że jeśli pojawią się jakieś podejrzenia względem Ferrari, to ponownie zareaguje. - Jeśli będziemy mieć przypuszczenia, że znów mamy do czynienia z jakimiś nieprawidłowościami, zaprotestujemy i to zdecydowanie - podsumował Marko.
ZOBACZ WIDEO F1. Kubica będzie miał pod górkę z Giovinazzim? "Są profesjonalistami. Nie będzie żadnych pretensji"