W ostatnich tygodniach ekolodzy próbowali wstrzymać prace remontowe na torze Zandvoort, co mogłoby nawet doprowadzić do odwołania wyścigu F1 o GP Holandii. Obiekt po raz ostatni gościł Formułę 1 w roku 1985, więc renowacja jest konieczna, aby dostosować go do obecnych standardów.
Ekolodzy złożyli kilka wniosków w sądzie, wskazując m.in. uchybienia podczas remontu holenderskiego toru. Zarządcy toru mieli bowiem nie zdobyć wszystkich wymaganych pozwoleń.
Czytaj także: Decyzja Kubicy ws. przyszłości najwcześniej w grudniu
Sprawa zakończyła się jednak po myśli promotorów GP Holandii. - Protesty w żaden sposób nas nie zaskoczyły. Wiele osób uważa, że brak wyścigu F1 byłby lepszym rozwiązaniem. Jednak gdyby nie ta runda, to nie mielibyśmy wielu zmian w naszym rejonie - powiedział w "Formule 1" Jan Lammers, były kierowca F1 i promotor GP Holandii.
ZOBACZ WIDEO "Klatka po klatce" #37: skandaliczne zestawienia w polskim MMA, skończy się to tragedią
- Wystarczy spojrzeć na nowy dworzec kolejowy w Zandvoort. On powinien być wyremontowany 20 lat temu, a nie dopiero teraz. Pieniądze znalazły się w momencie, gdy stało się jasne, że będziemy gościć F1. Nową stację kolejową szykujemy głównie ze względu na przyjazd ogromnej rzeszy kibiców F1, ale przez pozostałe 362 dni w roku korzystać z niej będą okoliczni mieszkańcy - dodał Lammers.
Czytaj także: Hamilton nie myśli o rekordzie Schumachera
Holender zaprzeczył przy tym, aby batalia z ekologami doprowadziła do opóźnień w renowacji toru. - Wszystko idzie zgodnie z planem - podsumował.