- Nie wiem, co Robert chce robić w przyszłym roku. Bardzo go szanuję, rozmawiamy czasem, ale jego plany nie są jasne, więc to dla nas trudna sytuacja, nie zdecydujemy za niego. Na ten moment główni kandydaci to Grosjean i Hulkenberg - powiedział w Eleven Sport Gunther Steiner, a polscy kibice po wypowiedzi szefa Haasa zdębieli.
Bo nie jest tajemnicą, że spora część polskich fanów zrobiłaby wszystko, aby umieścić Roberta Kubicę w Haasie w sezonie 2020. Amerykański zespół jawi się jako najlepsza dostępna opcja dla 34-latka. Nawet jeśli w tym roku przeżywa swoje problemy, to jest znacznie lepszy od Williamsa. I perspektywy na przyszłość również ma bardziej korzystne.
Czytaj także: Robert Kubica oczekuje rozwiązania problemów
Nieprzypadkowo od kilku miesięcy mówi się, że największym problemem Haasa są przeciętni kierowcy, bo Kevin Magnussen i Romain Grosjean nigdy nie należeli do najlepszych w stawce. Słabe wyniki Duńczyka i Francuza sprawiają, że zmiany w teamie są nieuniknione. Potwierdziły one tylko, że Amerykanie popełnili błąd w zeszłym roku, gdy przedłużali umowy ze swoimi kierowcami.
ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu
Jeśli Kubica chce pozostać w F1, powinien walić do Haasa drzwiami i oknami. Zwłaszcza, że ma za sobą PKN Orlen, który mógłby dorzucić kilka euro do budżetu małego zespołu. Słowa Steinera zdają się wskazywać, że tak nie jest. Dlaczego? Mogłoby się przecież wydawać, że priorytetem polskiego kierowcy jest pozostanie w F1 na sezon 2020. - Plany są, ale nie wszystko zależy ode mnie - mówił przed tygodniem w Gdyni (czytaj więcej o tym TUTAJ).
A może coś się zmieniło w samym podejściu Kubicy? Może F1 przestała już być dla niego priorytetem? Co by nie pisać, nawet w przypadku startów w Haasie, krakowianin nie walczyłby o czołowe lokaty. Co najwyżej, będzie mieć większe szanse na punkty. Jak na kierowcę, któremu przed kilkoma laty wróżono ogromną karierę i dawano szanse walki o tytuł mistrzowski F1, to niezbyt atrakcyjna perspektywa.
Kubica jest sportowcem cholernie ambitnym. Nawet gdy startował w F1 i bił się o czołowe lokaty w BMW Sauber, potrafił krytykować siebie i własny zespół. Twierdził, że mógł pojechać lepiej w danym wyścigu, że ekipa mogła wykonać lepszą pracę. Taki był, jest i będzie Kubica. Może po swojej przygodzie z Williamsem uznał, że lepsza jest walka o zwycięstwa w innej serii wyścigowej, niż zamiatanie stawki w F1.
Czytaj także: Nietypowe wyzwanie dla kierowców Williamsa
Z drugiej strony, Kubica musiał wiedzieć, w jakich realiach wraca do F1, że nie będzie to łatwe doświadczenie i zabawienie w tym sporcie na dłużej będzie wymagało z jego strony ekstremalnego wysiłku. Podróż powrotna zajęła mu osiem lat i była pełna problemów. Znacznie większych niż te, z którymi Kubica musi się teraz mierzyć w Williamsie. Dlatego trudno uwierzyć, by po roku chciał powiedzieć "pas".
"Jego plany nie do końca są jasne" - powiedział Steiner w wywiadzie telewizyjnym. Włoch odbił piłeczkę i musimy czekać na ciąg dalszy wydarzeń. Szef Haasa jasno też wskazał, że priorytetem jego zespołu jest ktoś z dwójki Nico Hulkenberg - Romain Grosjean. Zdaje się to przekreślać szanse polskiego kierowcy.
Z drugiej strony, to jest F1. Czasem w tym świecie to, co mówi się publicznie, nie jest zgodne z tym, co dzieje się za kulisami. Może słowa Steinera były dobrze przemyślane i chciał on wymusić na Kubicy szybką decyzję? Bo pewnie Włoch chciałby mieć jak najszybciej gotowy skład na sezon 2020, a przy tym zapewniony budżet. Ewentualne pieniądze od PKN Orlen trzeba przecież jakoś zaplanować i wydać z głową.
Póki piłka w grze, wszystko jest możliwe. W zeszłym roku Kubica podpisywał kontrakt z Williamsem w listopadzie. Teraz w kalendarzu mamy (prawie) początek września. Jest jeszcze trochę czasu, by Polak załatwił pomyślnie sprawy związane ze swoją przyszłością.
impossible...:))))